Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

23.09.2018

„Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi” (Mk 9, 30).


  Dziś po raz drugi Jezus zapowiada uczniom  paschalne misterium swojego cierpienia, śmierci i chwalebnego Zmartwychwstania. Ma to miejsce podczas ich podróży przez Galileę, będącej etapem drogi prowadzącej ostatecznie do Jerozolimy, za której murami Pan wypełni zbawczą wolę Ojca. Niestety, mimo że uczniowie idą za swoim Mistrzem, kolejny raz okazują się być nierozumni, o sercach nieskorych do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy (por. Łk 24, 25).   

W konsekwencji, mimo, że fizycznie wędrują razem, duchowe drogi Jezusa i Jego uczniów rozchodzą się, a oni sami stają się adresatami wezwania proroka Izajasza: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi” (Iz 55, 6-9).
Dziwić może zamknięcie serc Apostołów na słowa Jezusa, szczególnie gdy uświadomimy sobie, że Jego druga zapowiedź męki i Zmartwychwstania miała miejsce po Przemienieniu, którego świadkami byli trzej z nich: Piotr, Jakub i Jan. Widzieli oni chwałę Syna, który przemienił się wobec nich i słyszeli słowa Ojca, obwieszczającego z obłoku: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” (Mk 9, 7). Takiego doświadczenia nie bagatelizuje się, ani się go nie zapomina, dlatego przynajmniej ci trzej uczniowie od tej pory powinni byli być świadomi, że muszą słuchać Jezusa jako Boga – Syna. Nie jako kolejnego, największego nawet proroka, albo najmędrszego z rabbich, którzy przemierzali ze swoim nauczaniem ziemię daną narodowi wybranemu w posiadanie przez Stwórcę. Świadectwo Ojca wypowiedziane na górze Tabor zmieniło raz na zawsze perspektywę postrzegania Jezusa i Jego publicznej działalności.  

Wprawdzie Jezus, w głębokiej pokorze i zrozumieniu swojej zbawczej misji w kategoriach dużo głębszych niż mesjanizm polityczny, czy militarny, wolał nazywać się Synem Człowieczym, to jednak sam Ojciec wziął na siebie zadanie obwieszczenia światu, że jest On odwiecznym Słowem, Światłem ze Światłości, które – gdy nadeszła pełnia czasu – stało się człowiekiem, aby nas zbawić. Ignorowanie lub lekceważenie objawienia prawdziwej, bosko – ludzkiej tożsamości Jezusa Chrystusa sprawia, że Jego nauczanie zostaje zdeformowane, okaleczone i wkomponowane w narrację, której autorem nie jest już Ojciec, lecz człowiek tworzący sobie obraz Boga na swój użytek i na swoje podobieństwo, w zależności od tego, jakim panującym właśnie trendom kulturowym ulega. Dla Apostołów był to czysto ziemski, wyzwoleńczy mesjanizm, który dawał im perspektywę konkretnych korzyści i awansu społecznego. Tymczasem Jezus przyszedł obwieścić jedyną, odwieczną prawdę, o której pisze Psalmista: „Słowo Twe, Panie, trwa na wieki, niezmienne jak niebiosa” (Ps 119, 89). Jest to słowo krzyża (gr. Logos ho tou staurou), które „głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor, 1, 18). Słowo, które było u Boga (gr. Logon en tos pron Theon) (por. J 1, 1) stało się dla naszego zbawienia, z woli Ojca który ukochał świat, Słowem ukrzyżowanym.
 „Po wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać” (Mk 9, 30-32).
Jezus, świadom poglądów swoich uczniów widzących w Nim oczekiwanego Mesjasza – wyzwoliciela z pod rzymskiej okupacji, nie ustawał w wysiłkach, aby skłonić ich do myślenia po Bożemu. Jedynie tak, z pomocą Ducha Świętego mogli „pojąć sercem” jak bardzo Jego misja przewyższała ich oczekiwania. Prawdę o Synu Człowieczym wypełniającym zapowiedziany przez Izajasza los cierpiącego Sługi Jahwe, który będzie przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy, a w Jego ranach będzie nasze zdrowie (por. Iz 53, 5), mieli w pierwszej kolejności poznać właśnie uczniowie. To oni mieli ją przyjąć i pozwolić, by zapuściła korzenie w ich sercach i je przemieniła po to, by stali się owocnymi głosicielami Ewangelii. Apostołowie, nadal błądzący po ścieżkach własnych, partykularnych interesów i sprzeczający się między sobą, kto z nich jest największy, stać się mieli pierwszymi beneficjentami zbawienia, bo tyko człowiek, który doświadczył Bożej miłości rozlanej w jego sercu przez Ducha Świętego (por. Rz 5, 5) może odpowiedzieć z miłością i stać się Bożym darem dla innych ludzi, tak jak Chrystus stał się darem dla nas wszystkich.
W podkreśleniu uniwersalnego wymiaru ofiary Jezusa zawiera się istotna różnica między pierwszą a drugą zapowiedzią Jego męki, śmierci i Zmartwychwstania. Dziś Jezus mówi do uczniów: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi” (gr. paradidotai eis cheiras anthropon). Wszystkich, ponieważ, jak uczy nas św. Paweł:  „przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5, 19). Bóg Ojciec tak bardzo umiłował każdego człowieka, który na świat przychodzi, że „Syna swego Jednorodzonego dał (gr. Huion ton monogene edoken), aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). W byciu danym przez Ojca w nasze ręce wyraża się cała wolność Syna, ponieważ jak sam mówi: „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (J 10, 17-18). Dla Jezusa być danym przez Ojca i dawać siebie z miłości do Ojca i tych wszystkich, których Ojciec ukochał, jest w istocie tym samym. Jedność osób boskich nasz Pan objawia właśnie w kontekście swojej zbawczej misji, gdy mówi do Żydów o sobie jako Dobrym Pasterzu i o swojej relacji z owcami, które powierzył Mu Ojciec i które Go słuchają: „Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 28-30).
Wszelkie zbawcze działanie wcielonego Syna ma swój początek w Jego jedności z Ojcem, z Jego bycia Synem, czyli Dzieckiem. Dlatego, wobec uczniów, którzy nie rozumiejąc głębokiego znaczenia słów Jezusa nie tylko odgrodzili się od Niego murem milczenia i lęku, lecz „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9, 34), Zbawiciel postawił właśnie dziecko:
On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko (gr. paidion), postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»” (Mk 9, 35-37).
Ponieważ Jezus jest prawdziwym Panem, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 28), tylko w zjednoczeniu z Nim w Jego zbawczej misji możemy osiągnąć prawdziwe pierwszeństwo i wielkość według miary Bożej. Posługa Jezusa diametralnie różni się od służebnej postawy starszego syna z przypowieści o synu marnotrawnym, który służył ojcu z obowiązku i w oczekiwaniu na rekompensatę, dlatego ze złością zareagował na jego miłosierdzie względem młodszego brata (por. Łk 15, 28-30). Całkowicie zwrócony ku Ojcu, Syn Boży wie, że to Kim jest i wszystko, co posiada zawdzięcza Temu, który jest Miłością.  Świadom czekającej Go męki Chrystus pokłada całkowitą ufność w Bogu porównaną przez Psalmistę do spokoju małego, niewinnego dziecka: „wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę (hebr. gamul) u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza” (Ps 131, 2), aż do ostatniej chwili swojego ziemskiego życia, gdy w akcie ostatecznego zawierzenia głośno zawołał: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46).
Przyjęcie dziecka w imię Jezusa, a w konsekwencji przyjęcie Jego samego, oznacza otwarcie się i zrobienie w swoim życiu, w swojej duszy miejsca na Jego delikatność, niewinność i całkowitą bezbronność, którą w szczególny sposób objawia nam w Eucharystii. Jezus ofiaruje się za nas, a jednocześnie, ukryty pod postaciami chleba i wina, daje się nam jako pokarm na życie wieczne, świadom, że możemy z Nim zrobić co się nam podoba.
Św. Faustyna opisuje w swoim dzienniczku wizję, która dość realistycznie ilustruje tajemnicę realnej obecności Dzieciątka Jezus podczas Eucharystii, postacią chleba:
  „Kiedy raz poszłam na świat do spowiedzi, trafiłam, że mój spowiednik odprawiał Mszę św. Po chwili ujrzałam Dziecię Jezus na ołtarzu, które pieszczotliwie i z radością wyciągało rączęta do niego, jednak ów kapłan po chwili wziął to piękne Dziecię w ręce i połamał i żywcem je zjadł. W pierwszej chwili uczulam niechęć do tego kapłana z powodu takiego postępowania z Jezusem, ale zaraz zostałam oświecona w tej sprawie i poznałam, że bardzo jest miły Bogu ów kapłan” (Dz 312).
Gdy z miłością i pokorą dzieci Bożych przyjmujemy Pana w Eucharystii, w szczególny sposób doświadczamy tego zjednoczenia, które Jezus obiecał Filipowi: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 14, 23). Zamieszkani przez Trójcę Przenajświętszą, stajemy się zdolni, by dostrzec w bliźnich to dziecięctwo i płynącą z niej godność, jaką obdarza ich nasz wspólny Ojciec. Wówczas rodzi się w nas pragnienie ukochania Chrystusa, który w nich zamieszkuje i służenia Mu.
O Eucharystii jako źródle autentycznej miłości chrześcijańskiej mówił ks. abp Stanisław Gądecki podczas homilii wygłoszonej podczas Mszy św. Wieczerzy Pańskiej w Katedrze Poznańskiej, 9 kwietnia 2009: „Miłować braci, jak miłował ich Chrystus, czyli aż do wydania samego siebie na śmierć, to rzecz niewykonalna dla ludzkiej natury. W taki sposób można postępować tylko wtedy, kiedy otrzymaliśmy moc samego Chrystusa, którą On przekazuje nam do dyspozycji w Eucharystii, niewyczerpanym źródle miłości. Tylko ta moc uzdalnia nas do pokonywania odruchów egoizmu i prywatnych ambicji i pozwala stawić czoła wszelkim przeszkodom i trudnościom, wyłaniającym się na drodze miłości doskonałej. Zjednoczenie z Chrystusem w Eucharystii całkowicie nas przemienia”.
                                                                              Arek
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.