Dziś po raz drugi Jezus zapowiada uczniom paschalne misterium swojego cierpienia, śmierci i chwalebnego Zmartwychwstania. Ma to miejsce podczas ich podróży przez Galileę, będącej etapem drogi prowadzącej ostatecznie do Jerozolimy, za której murami Pan wypełni zbawczą wolę Ojca. Niestety, mimo że uczniowie idą za swoim Mistrzem, kolejny raz okazują się być nierozumni, o sercach nieskorych do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy (por. Łk 24, 25).
W konsekwencji, mimo, że fizycznie wędrują razem, duchowe drogi Jezusa i Jego uczniów rozchodzą się, a oni sami stają się adresatami wezwania proroka Izajasza: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi” (Iz 55, 6-9).
Wprawdzie
Jezus, w głębokiej pokorze i zrozumieniu swojej zbawczej misji w kategoriach
dużo głębszych niż mesjanizm polityczny, czy militarny, wolał nazywać się Synem
Człowieczym, to jednak sam Ojciec wziął na siebie zadanie obwieszczenia światu,
że jest On odwiecznym Słowem, Światłem ze Światłości, które – gdy nadeszła
pełnia czasu – stało się człowiekiem, aby nas zbawić. Ignorowanie lub
lekceważenie objawienia prawdziwej, bosko – ludzkiej tożsamości Jezusa
Chrystusa sprawia, że Jego nauczanie zostaje zdeformowane, okaleczone i
wkomponowane w narrację, której autorem nie jest już Ojciec, lecz człowiek
tworzący sobie obraz Boga na swój użytek i na swoje podobieństwo, w zależności
od tego, jakim panującym właśnie trendom kulturowym ulega. Dla Apostołów był to
czysto ziemski, wyzwoleńczy mesjanizm, który dawał im perspektywę konkretnych
korzyści i awansu społecznego. Tymczasem Jezus przyszedł obwieścić jedyną,
odwieczną prawdę, o której pisze Psalmista: „Słowo Twe, Panie, trwa na
wieki, niezmienne jak niebiosa” (Ps 119, 89). Jest to słowo krzyża (gr.
Logos ho tou staurou), które „głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie,
mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor, 1, 18). Słowo,
które było u Boga (gr. Logon en tos pron Theon) (por. J 1, 1) stało się dla
naszego zbawienia, z woli Ojca który ukochał świat, Słowem ukrzyżowanym.
„Po
wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto
wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie
wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach
zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać”
(Mk 9, 30-32).
Jezus,
świadom poglądów swoich uczniów widzących w Nim oczekiwanego Mesjasza –
wyzwoliciela z pod rzymskiej okupacji, nie ustawał w wysiłkach, aby skłonić ich
do myślenia po Bożemu. Jedynie tak, z pomocą Ducha Świętego mogli „pojąć
sercem” jak bardzo Jego misja przewyższała ich oczekiwania. Prawdę o Synu
Człowieczym wypełniającym zapowiedziany przez Izajasza los cierpiącego Sługi
Jahwe, który będzie przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy, a w
Jego ranach będzie nasze zdrowie (por. Iz 53, 5), mieli w pierwszej kolejności
poznać właśnie uczniowie. To oni mieli ją przyjąć i pozwolić, by zapuściła
korzenie w ich sercach i je przemieniła po to, by stali się owocnymi
głosicielami Ewangelii. Apostołowie, nadal błądzący po ścieżkach własnych,
partykularnych interesów i sprzeczający się między sobą, kto z nich jest
największy, stać się mieli pierwszymi beneficjentami zbawienia, bo tyko
człowiek, który doświadczył Bożej miłości rozlanej w jego sercu przez Ducha
Świętego (por. Rz 5, 5) może odpowiedzieć z miłością i stać się Bożym darem dla
innych ludzi, tak jak Chrystus stał się darem dla nas wszystkich.
W
podkreśleniu uniwersalnego wymiaru ofiary Jezusa zawiera się istotna różnica
między pierwszą a drugą zapowiedzią Jego męki, śmierci i Zmartwychwstania. Dziś
Jezus mówi do uczniów: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”
(gr. paradidotai eis cheiras anthropon). Wszystkich, ponieważ, jak uczy nas św.
Paweł: „przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się
grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się
sprawiedliwymi” (Rz 5, 19). Bóg Ojciec tak bardzo umiłował każdego
człowieka, który na świat przychodzi, że „Syna swego Jednorodzonego dał
(gr. Huion ton monogene edoken), aby każdy, kto w Niego wierzy, nie
zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). W byciu danym przez Ojca w nasze
ręce wyraża się cała wolność Syna, ponieważ jak sam mówi: „Dlatego miłuje
Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt
Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (J 10, 17-18). Dla
Jezusa być danym przez Ojca i dawać siebie z miłości do Ojca i tych wszystkich,
których Ojciec ukochał, jest w istocie tym samym. Jedność osób boskich nasz Pan
objawia właśnie w kontekście swojej zbawczej misji, gdy mówi do Żydów o sobie
jako Dobrym Pasterzu i o swojej relacji z owcami, które powierzył Mu Ojciec i
które Go słuchają: „Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki
i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest
większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i
Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 28-30).
Wszelkie
zbawcze działanie wcielonego Syna ma swój początek w Jego jedności z Ojcem, z
Jego bycia Synem, czyli Dzieckiem. Dlatego, wobec uczniów, którzy nie
rozumiejąc głębokiego znaczenia słów Jezusa nie tylko odgrodzili się od Niego
murem milczenia i lęku, lecz „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich
jest największy” (Mk 9, 34), Zbawiciel postawił właśnie dziecko:
„On
usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym,
niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko
(gr. paidion), postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich:
«Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie
przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»” (Mk 9,
35-37).
Ponieważ
Jezus jest prawdziwym Panem, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby
służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 28), tylko w
zjednoczeniu z Nim w Jego zbawczej misji możemy osiągnąć prawdziwe
pierwszeństwo i wielkość według miary Bożej. Posługa Jezusa diametralnie różni
się od służebnej postawy starszego syna z przypowieści o synu marnotrawnym,
który służył ojcu z obowiązku i w oczekiwaniu na rekompensatę, dlatego ze
złością zareagował na jego miłosierdzie względem młodszego brata (por. Łk 15,
28-30). Całkowicie zwrócony ku Ojcu, Syn Boży wie, że to Kim jest i wszystko,
co posiada zawdzięcza Temu, który jest Miłością. Świadom czekającej Go
męki Chrystus pokłada całkowitą ufność w Bogu porównaną przez Psalmistę do
spokoju małego, niewinnego dziecka: „wprowadziłem ład i spokój do mojej
duszy. Jak niemowlę (hebr. gamul) u swej matki, jak niemowlę - tak we
mnie jest moja dusza” (Ps 131, 2), aż do ostatniej chwili swojego
ziemskiego życia, gdy w akcie ostatecznego zawierzenia głośno zawołał: „Ojcze,
w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46).
Przyjęcie
dziecka w imię Jezusa, a w konsekwencji przyjęcie Jego samego, oznacza otwarcie
się i zrobienie w swoim życiu, w swojej duszy miejsca na Jego delikatność,
niewinność i całkowitą bezbronność, którą w szczególny sposób objawia nam w
Eucharystii. Jezus ofiaruje się za nas, a jednocześnie, ukryty pod postaciami
chleba i wina, daje się nam jako pokarm na życie wieczne, świadom, że możemy z
Nim zrobić co się nam podoba.
Św. Faustyna
opisuje w swoim dzienniczku wizję, która dość realistycznie ilustruje tajemnicę
realnej obecności Dzieciątka Jezus podczas Eucharystii, postacią chleba:
„Kiedy
raz poszłam na świat do spowiedzi, trafiłam, że mój spowiednik odprawiał Mszę
św. Po chwili ujrzałam Dziecię Jezus na ołtarzu, które pieszczotliwie i z
radością wyciągało rączęta do niego, jednak ów kapłan po chwili wziął to piękne
Dziecię w ręce i połamał i żywcem je zjadł. W pierwszej chwili uczulam niechęć
do tego kapłana z powodu takiego postępowania z Jezusem, ale zaraz zostałam oświecona
w tej sprawie i poznałam, że bardzo jest miły Bogu ów kapłan” (Dz 312).
Gdy z
miłością i pokorą dzieci Bożych przyjmujemy Pana w Eucharystii, w szczególny
sposób doświadczamy tego zjednoczenia, które Jezus obiecał Filipowi: „Jeśli
Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i
przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 14, 23). Zamieszkani
przez Trójcę Przenajświętszą, stajemy się zdolni, by dostrzec w bliźnich to
dziecięctwo i płynącą z niej godność, jaką obdarza ich nasz wspólny Ojciec.
Wówczas rodzi się w nas pragnienie ukochania Chrystusa, który w nich
zamieszkuje i służenia Mu.
O
Eucharystii jako źródle autentycznej miłości chrześcijańskiej mówił ks. abp
Stanisław Gądecki podczas homilii wygłoszonej podczas Mszy św. Wieczerzy
Pańskiej w Katedrze Poznańskiej, 9 kwietnia 2009: „Miłować braci, jak
miłował ich Chrystus, czyli aż do wydania samego siebie na śmierć, to rzecz
niewykonalna dla ludzkiej natury. W taki sposób można postępować tylko wtedy,
kiedy otrzymaliśmy moc samego Chrystusa, którą On przekazuje nam do dyspozycji
w Eucharystii, niewyczerpanym źródle miłości. Tylko ta moc uzdalnia nas do
pokonywania odruchów egoizmu i prywatnych ambicji i pozwala stawić czoła
wszelkim przeszkodom i trudnościom, wyłaniającym się na drodze miłości
doskonałej. Zjednoczenie z Chrystusem w Eucharystii całkowicie nas przemienia”.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.