Wprawdzie dzisiejsza perykopa ewangeliczna opowiada nam o dyskusji Jezusa z faryzeuszami w sprawie dla tych ostatnich bardzo ważnej, to znaczy przestrzegania zasad czystości rytualnej, to jednak w swoim pełnym, głębokim sensie objawia nam ona Pana jako Tego, który przywraca oryginalny sens Prawu będącemu wyrazem przymierza Boga z człowiekiem.
Boże prawo poznajemy tuż po stworzeniu Adama: „Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał. A przy tym Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: «Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz»” (Rdz 2, 15-17). Bóg zawierzył stworzony przez siebie świat człowiekowi, jedynej istocie, którą uczynił na swoje podobieństwo, aby się nim opiekował. Jednocześnie Stwórca dał mu instrukcję, co ma czynić, aby wypełniał dobrze swoje zadanie, uniknął niebezpieczeństw i zachował życie. Zatem źródłem wszelkiego Bożego prawa jest miłość Boga do człowieka.
Aby przyjąć to prawo w duchu, w jakim zostało nam ono
przekazane i pozostać w przyjaźni z Bogiem, co jest w istocie fundamentem
naszego życia rozumianego nie tylko jako biologiczna egzystencja, ale jako
pełnia życia dziecka Bożego, również w jego wymiarze nadprzyrodzonym, musimy okazać
autentyczną pokorę i pełne, dziecięce zaufanie słowu naszego Ojca, który jest w
niebie.
W momencie,
w którym przestaniemy wierzyć Bogu, Jego prawo przestaje być dla nas źródłem
wolności i gwarancją życia, lecz zaczynamy postrzegać je jako krzywdzące nakazy
autorytarnego władcy. Do takiego myślenia, posługując się fałszem i kusząc do
sięgnięcia po zakazaną przez Boga wiedzę, skłonił Ewę zły duch: „Wtedy rzekł
wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z
tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»”
(Rdz 3, 1-5). Uwierzyła ona wężowi, że Bóg jest kłamcą zazdrośnie strzegącym
owoce poznania dobra i zła, które przecież należą się jej i Adamowi. Pycha
zastąpiła pokorę, a poczucie krzywdy zniszczyło zaufanie. W sercu Ewy zrodziło
się pożądanie tego, co zabronione i popełniła grzech pierworodny, do którego
namówiła Adama. Nagle Bóg z przyjaciela stał się dla nich kimś, kogo trzeba się
bać. W konsekwencji pierwsi rodzice utracili Bożą przyjaźń i stali się
wygnańcami: „Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę
ziemię, z której został wzięty” (Rdz 3, 23).
Cała
historia zbawienia jest wyjściem ku nam, wędrującym przez życie z dala od
Edenu, Boga który nigdy nie przestał nas kochać, nigdy nas nie przekreślił i
nigdy nie odstąpił od planu naszego zbawienia. Boga, który się nam objawia i
woła nas, przez wybranych przez siebie ludzi, jak Abraham, do posłuszeństwa
wiary i zawiera z nami przymierze, na mocy którego znów stajemy się Jego ludem:
„Bóg przyznaje człowiekowi, którego stworzył, tak wiele godności, że zawiera
z nim przymierze, potwierdzone Jego słowem, i obiecuje mu wierność w zamian za
wierność. (…) Wielkość Abrahama jest wielkością jego wiary. Idzie on za Bogiem
w mrok niepojętości i wytrzymuje próbę, której sensu nie jest w stanie poznać.
Wierzy i dzięki temu jest w obliczu Boga usprawiedliwiony. Tą wiarą ma również
żyć jego potomstwo – ów powstały zeń naród. Ma on mieć za swego przywódcę Boga,
który sam chce tym narodem władać, i okazywać Mu ufne posłuszeństwo”
(Romano Guardini „Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie”, s. 202).
Naród
wybrany nie odpowiadał Bogu w sposób równie hojny jak Abraham, a później
Mojżesz: „Serca ich stały się nieczułe, przestali szukać Boga i okazywać Mu
posłuszeństwo. Stali się opornym, krnąbrnym „ludem o twardym karku” (por. Wj
32, 9). Wystarczy popatrzeć na ich stosunek do męża, którego posyła im Bóg –
Mojżesza. W ten sposób rozpoczyna się nowy rozdział w historii świętej. Szansa
służenia Bogu jako lud wyznający wiarę w sposób nie sformalizowany zostaje
zaprzepaszczona. Nie zmienia się wprawdzie wola Boża doprowadzenia ich do
zbawienia, ale zmianie ulega metoda działania Boga: daje On temu narodowi Prawo
(por. Wj 20). Na nowo obiecuje im niezniszczalność historii świętej, łaskę i
zbawienie – ale teraz nie w wierze „swobodnej”, lecz w Prawie” (op.cit. s.
203).
Zatem
podobnie jak miało to miejsce w ogrodzie Eden, Boże Prawo stało się dla narodu
wybranego wyrazem miłości Boga, który wskazuje na jego ogromną godność płynącą
z przyjaźni z Bogiem, a jednocześnie przestrzega przez tym, co może tę
przyjaźń zniszczyć, szczególnie gdy przyszło mu żyć w świecie kultur
pogańskich: „Żyjąc wśród nich, naród żydowski miał zachować wiarę w jednego,
niewidzialnego Boga – wiarę, która konsekwentnie realizowana życiem, miała go
coraz bardziej wyzwalać z bezpośredniego uwikłania w otaczający go świat. Na
tym właśnie polegał sens Prawa. W każdym momencie swego życia naród ten musiał
być konfrontowany z Bożymi wymaganiami. (…) Miał przyjąć w siebie Jego obraz i
aż do najgłębszej istoty życia być kształtowanym jego ręką” (op.cit. 205).
Czyż nie
jest to również dla nas istotny sens przykazań Bożych i kościelnych, które
Kościół nakazuje nam zachowywać? Czy rozumiemy, że post w piątek ma niewielki
sens, jeśli nie jednoczymy się przez to małe wyrzeczenie z naszym Panem, który
właśnie w tym dniu tygodnia skonał w męczarniach na krzyżu dla naszego
zbawienia? Przecież możemy zafundować sobie wykwintny obiad z ryb lub owoców
morza, smakowitszych i droższych od przysłowiowego schabowego. Unikniemy
wówczas grzechu śmiertelnego i doświadczymy przyjemności kulinarnych, ale czy w
ten sposób pozwolimy, aby Duch Święty ukształtował nas chociaż trochę bardziej
na podobieństwo Chrystusa?
Niemiecki
teolog Romano Guardini, w swoich rozważaniach nad życiem Pana Jezusa wskazuje
na opłakane konsekwencje ulegnięcia przez członków narodu wybranego pokusie
węża, której wcześniej poddali się nasi prarodzice, a teraz stała się ona
udziałem uczonych w Piśmie i faryzeuszów: „Jednocześnie wszakże pojawiło się
pewne szczególne wypaczenie. Prawo miało oddać Izraela w Boże posiadanie, przez
każde przykazanie Bóg chciał położyć na nim swoją rękę – a tymczasem naród ten
sam zawładnął Prawem i uczynił z niego podstawę swej ziemskiej egzystencji. Z
Prawa wyprowadził swoje roszczenie do wielkości i panowania w świecie, a Boga
wraz z Jego obietnicą włączył w to roszczenie. Wola kapłanów i uczonych w
Piśmie, chcących przestrzegać Prawa, ustawicznie przeciwstawiała się wolności
Boga. Tym sposobem Przymierze oparte na wierze i łasce, na wierności w
zamian za wierność, na oddaniu serca w zamian za Bożą łaskę, zmieniło się w
sformalizowaną umowę, z której wynikają jakieś prawa i roszczenia” (op.
cit. 206). Zarówno Ewie w raju, jak faryzeuszom i uczonym w Piśmie w domu
Jezusa, pycha i pragnienie władzy, przesłoniły prawdziwy sens Bożego Prawa,
deformując Jego obraz miłosiernego Ojca i dawcy życia.
613 micwy,
czyli przykazania, składające się 365 zakazów i 248 nakazów, stanowiły swoistą
interpretację zaleceń Tory na potrzeby złożonej codzienności ludzkiej
egzystencji. Nie bez przyczyny nazywano je „halachą”, czyli „drogą”,
którą pobożny Izraelita pragnął wędrować przez każdy dzień swojego dorosłego
życia, w posłuszeństwie Bogu. Faryzeusze tak właśnie rozumieli przykazania, gdy
pytali Jezusa: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują (gr.
peripatousin, dosł. chodzą) według tradycji starszych?” (Mk 7, 5). A mimo
to uczynili z halachy swoisty instrument władzy, oraz kryterium prawdziwej
pobożności, w której to oni byli niekwestionowanymi liderami. Nic zatem
dziwnego, że wolność Chrystusa i Jego uczniów wobec nakazów czystości rytualnej
budziła w nich gniew, gdyż Nauczyciel z Nazaretu godził bezpośrednio w ich
uprzywilejowaną pozycję społeczną, obnażając przy tym ich fałszywość i
nazywając ich „obłudnikami” (gr. hypokryton, aktorzy,
komedianci).
Faryzeusze
stawili Jezusowi i Jego zbawczej misji zaciekły opór od początku do końca
przede wszystkim dlatego, że „ufali sobie, że są sprawiedliwi, a
innymi gardzili” (Łk 18, 9). Zawładnąwszy Bożym Prawem, sami ustanowili
siebie swoimi zbawicielami na mocy przykazań, które przestrzegali jedynie
powierzchownie, na pokaz, czyniąc Boga elementem nieboskłonu, na którym to oni
chcieli być dla swych pobratymców fałszywym światłem, w rzeczywistości tonąc w
ciemnościach grzechu. Faryzeusze nienawidzili Chrystusa, „ponieważ
bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy
bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do
światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3, 19-20).
Jezus, przy
okazji rozmowy z faryzeuszami, uczy nas dziś, że źródło prawdziwego zła, które
czyni nas nieczystymi wobec Boga, ma charakter duchowy, moralny. Deformując
nasze podobieństwo do Stwórcy, zrywa ono naszą z Nim jedność: „Co wychodzi z
człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą
złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność,
podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza
pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 20-23). Chrystus przyszedł na
świat właśnie po to, by przez swoją mękę, śmierć i Zmartwychwstanie oczyścić
nas z grzechów i pojednać nas z Ojcem (por. Ef 2, 14-18).
Chociaż
żaden grzech nie jest potężniejszy od Bożego miłosierdzia, to zawzięte trwanie
– w imię źle pojętego Prawa – w oporze wobec łaski jaką daje Duch Święty
tym, którzy nawrócą się i uwierzą w Ewangelię sprawia, że Zbawiciel,
który „wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane
synostwo” (Ga 4, 5) pozostał „bezradny” wobec wrogości faryzeuszów,
wykrzykując im ich obłudę i wzywając ich w ten sposób do opamiętania: „Biada
wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów
pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości
trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom
sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości” (Mt 23,
27-28).
Romano
Guardini pisze: „Na taką oto mentalność natrafił Jezus. Zarzucała Mu ona
nieustannie, że On, wolny Syn Boży, grzeszy przeciw Prawu, narusza przykazanie,
łamie tradycję, postępuje zuchwale w stosunku do świątyni, zdradza naród,
niweczy obietnicę. Jego słowa przynoszące Bożą wolność napotykały wszędzie
skostniałe wyobrażenia. Jego siła miłości odbijała się wszędzie o
nieprzenikalny pancerz. Na Niego, który mówił z pełni swego serca, kryjącego w
sobie wszystkie głębie stworzenia i całą moc Bożej miłości, czyhali podstępni
specjaliści od Prawa, strażnicy i szpiedzy, mający na swych usługach całą
bystrość umysłu i upór woli. Dokonało się tam straszne wypaczenie idei bóstwa.
Jak straszne, niech świadczą o tym słowa wypowiedziane przez faryzeuszów, do
najwyższego sędziego, namiestnika Piłata, kiedy ten, kierując się naturalnym
wyczuciem prawa, oświadczył, że nie znajduje w oskarżonym winy: „My mamy Prawo,
a według Prawa powinien On umrzeć” (J 19, 7). Dane przez Boga Prawo zostało tak
piekielnie wypaczone, że według niego Syn Boży powinien umrzeć!” (op. cit.
206-207).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.