Jest wiele
świadectw ludzi którzy przeszli śmierć kliniczną. Utkwił mi w głowie przypadek
człowieka niewidomego od urodzenia, który po wyjściu ze śmierci klinicznej,
opisał dokładnie to co widział. Co robiono z jego ciałem. Kto i jak był ubrany,
jaki miał zegarek na ręku… rozumiecie? On był przecież niewidomy i takim
pozostał. To przykład dla niedowiarków - którzy pewnie i tak nadal będą
wichrzyć podstęp. Biedni oni w swej niewierze. Podobnie jak i cierpienie tak i
śmierć jest wielką tajemnicą. W każdym bądź razie wszyscy którym Pan Bóg z
jakichś, tylko sobie wiadomych powodów nakazał powrócić do życia ziemskiego -
nie byli tym zachwyceni. I znów powiem, że czytałem tylko o jednym przypadku,
gdy matka uprosiła Boga o powrót na ziemię dla swojego dziecka, chociaż
wynikało to raczej - jak zrozumiałem - z pobudek "racjonalnych" a nie
emocjonalnych, uczuciowych. Mam nadzieję, że ktoś czytając te słowa poczyni
pożyteczną dla siebie refleksję.
Zachęcam do lektury Marii Simmy o duszach
czyśćcowych, aby przybliżyć się do tych Bożych tajemnic.
Niedaleko jak wczoraj otrzymałem wiadomość od kolegi, który napisał mi, że przyśnił mu się sąsiad mieszkający nad nim w mieszkaniu, który był inwalidą na wózku. W bloku nie było windy. Nie zabierano go na spacery. On o nim właściwie zapomniał i w ogóle nie myślał. Wczoraj mu się przyśnił a rano się dowiedział, że zmarł. Przypadek? Osądźcie sami.
Niedaleko jak wczoraj otrzymałem wiadomość od kolegi, który napisał mi, że przyśnił mu się sąsiad mieszkający nad nim w mieszkaniu, który był inwalidą na wózku. W bloku nie było windy. Nie zabierano go na spacery. On o nim właściwie zapomniał i w ogóle nie myślał. Wczoraj mu się przyśnił a rano się dowiedział, że zmarł. Przypadek? Osądźcie sami.
Miałem też ciekawą sytuację z naszym zmarłym
w Wielką Sobotę kościelnym, odszedł do wieczności niedługo po Spowiedzi
na swoim posterunku w zakrystii w Godzinie Miłosierdzia. Dla jego rodziny i dla
innych to był wstrząs. Dla niego wielka łaska. Był bardzo życzliwym
człowiekiem. Po Świętach już na spokojnie poszedłem na jego grób. Podziękować
po prostu i pomodlić się. Poczułem, że chciałbym jednak coś więcej zrobić dla
niego. Powziąłem decyzję, że dam za jego duszę na Msze wieczyste. Było to chyba
na drugi, albo trzeci dzień później jak
"przyszedł" do mnie. To niesamowite.... Przyszedł na Mszy w kościele.
Nie spodziewajcie się czegoś co zmierzycie swoją miarą. To była
"miara" uszyta dla mnie - za dopustem Bożym. A więc w
zwykły dzień poszedłem na Mszę i usiadłem nie widzieć czemu w ostatniej ławce
na skraju. Gdy już " zagrzałem" swoje miejsce zaraz po pierwszym dzwonku
na wejście przyszedł jakiś mężczyzna. Widząc go kątem oka zrobiłem mu nieco
miejsca aby usiadł. Wiedziałem, że kogoś mi przypomina, jednak skupiłem się na
uczestniczeniu w Eucharystii - to było najważniejsze. Jednak w którymś momencie
na Mszy Duch Święty mnie na moment w tej sprawie oświecił. Postura, profil i
ruchy pana Adama. Nie śmiałem jednak popatrzeć mu w twarz - nawet przekazując
znak pokoju. Nie wiem dlaczego. Ale wiem, że mój pokój spłynął wtedy na niego.
Po Mszy św. zawsze jeszcze chwilę zostaję, aby podziękować Bogu za łaski,
jakimi mnie obdarzył i na moment wzbudzam w sobie świadomość Cudu Eucharystii w
którym uczestniczyłem - dlatego "Pan Adam" znikł mi niepostrzeżenie z
oczu. Po wyjściu z kościoła szukałem go wzrokiem z czysto ludzkiej ciekawości
pomimo tego, że i tak odczytałem w sercu to spotkanie jednoznacznie. I wiecie
co? Kolejny prezent od Pana Boga - pozwolił mi dostrzec pana Adama. Kilkanaście
metrów od tłumu ludzi szedł swoim wolnym, miarowym krokiem wzdłuż kościoła w
kierunku swojej zakrystii gdzie oddał ducha na służbie Bogu.
Jeszcze raz dzięki
Panie Adamie - chociaż nigdy w życiu słowa z Tobą nie zamieniłem :).
Śpieszmy się kochać Ludzi - tak szybko
odchodzą...
Pozdrawiam - z Panem Bogiem i Maryją.
Pozdrawiam - z Panem Bogiem i Maryją.
Mariusz B.
Maria Simma godna polecenia
OdpowiedzUsuń