Bożenko – w „Dzienniczku św. s. Faustyny”
jest napisane: „Aniołowie, gdyby
zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej — to jest
przyjmowania Komunii św., a drugiej — to jest cierpienia. A skoro tak, to "coś w tym
jest". Powiedziałbym, że należy zatrzymać się na tym stwierdzeniu dłużej.
Pomyślmy o tym szczególnie, gdy cierpimy...
Gdy ja cierpię i przypomnę sobie, że
przecież mogę swoje cierpienie ofiarować Jezusowi to tak czynię. W ubiegłym
roku cierpiałem w szpitalu - to był ból fizyczny (atak kolki nerkowej).
Wiedziałem, że i tak muszę wycierpieć swoje, a więc postanowiłem skręcać
się z bólu dla Jezusa – ofiarowałem mu to bezgranicznie, bez cienia
uskarżania się. Można powiedzieć nawet, że w pewnym momencie jakby „zapomniałem
się” i pragnąłem, aby jeszcze bardziej bolało. Może ktoś uznałby mnie za masochistę
w tamtym momencie, ale to było wtedy nieważne…
Ale co się stało dalej…? Jezus przyjął
ten ból. Przyjął w ten sposób, że mój ból nagle zaczął odchodzić. To długa
historia. Spędziłem w szpitalu 5 dni. Środek przeciwbólowy wziąłem tylko jeden
raz.
Na 4-ty dzień lekarz przebadał mnie po raz któryś z kolei i gdy mu
powiedziałem, że mnie od czterech dni nic nie boli pomimo dużego kamienia
widocznego na USG, odparł mi wtedy, że to przez środki przeciwbólowe.
Zaniemówił, gdy usłyszał, że żadnych nie zażywam… Co miał powiedzieć – dziwne to
było dla niego i niespotykane zapewne. Ja wiedziałem dlaczego „dziwne”.
Wiem, że Pan Jezus przyjął ten ból w prezencie ode mnie.
Tajemniczą rzeczą jest to dlaczego Pan Bóg
przetrzymał mnie tam tych 5 dni - w jakim celu? Nie wiem dlaczego. Spotkałem
tam kilka osób, ewangelizowałem po swojemu, miałem więcej czasu na różne
przemyślenia i modlitwę. Kamień znikł tuż przed zabiegiem. Piłem dużo wody, aby
go „urodzić”, ale gdybym go „urodził” to na 100% miałem coś poczuć, a nic nie
poczułem. Przed zabiegiem zawierzyłem się Jezusowi i ostatni raz poprosiłem by
odsunął ode mnie ten kielich (czyt. kamień), jeśli taka jest Jego wola.
Wszedłem w swoim telefonie na stronę: http://www.adoracja.net/zakladka/zawartosc/8/kaplica-on-line i po zakończonej modlitwie
przyłożyłem Go do miejsca w którym był kamień. Nie spodziewałem się dalszych
„nagród” od Pana Boga. Wezwano mnie na ostatnie USG przed operacją i lekarz
oznajmił mi, że nie będzie potrzebna interwencja chirurga – zostałem
zakwalifikowany do wypisu...
Później analizowałem te wszystkie
zdarzenia konfrontując je ze swoją wiedzą, ze słowami Jezusa… Po co
byłem tam przez tych 5 dni…? Kiedyś się dowiem. Spotkałem tam pana, którego syn
chorował na nowotwór. Mówił mi, że wolałby, aby to jego spotkało – chociaż też
był ciężko chory. Przez ten czas tam spędzony sporo rozmawialiśmy – może
potrzebował moich słów. Może chodziło o Pana, którym nie miał się kto zająć
bezpośrednio po operacji i za którego ja miałem dać na Mszę św.. A może
chodziło o którąś z pielęgniarek, która usłyszała ode mnie, że kamień znikł bo
wystarczyło się dobrze o to pomodlić. A może po prostu chodziło o to, aby mnie
jako męża i ojca na kilka dni nie było w domu? Może też chodziło o wszystkie te
rzeczy naraz, albo o żadną z nich…
Wiem tylko, że Pan Bóg mnie prowadził przez
ten czas i w jakimś celu mnie tam postawił i utwierdził mnie w wierze, umocnił
w niej i znowu pokazał, że ufność w Niego i dobrze przeżywane i ukierunkowane
cierpienie jest drogą do cudu w naszym życiu. Minęło już pół roku od tego
zdarzenia i już nieraz zdarzyło mi się cierpieć fizycznie i psychicznie. Mogę
tylko powiedzieć, że ten „schemat” ofiarowania swojego cierpienia po prostu
„działa” w moim życiu. Te słowa z „Dzienniczka” o cierpieniu to prawda. Prawda
jest czasem tak blisko, przed samymi oczyma, a my jej nie widzimy. Dlaczego
Aniołowie „uczepili” się tego cierpienia? Co w nim jest takiego? Na pewno warto
rozważyć tę „zazdrość” Aniołów w odniesieniu do swojego cierpienia i
szukać odpowiedzi. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeżeli Pan Bóg
dopuszcza w naszym życiu jakieś cierpienie z jakiegoś powodu (które jest
wymysłem szatana) i my to cierpienie ofiarujemy Panu Jezusowi, to cóż może nam
zrobić szatan?... Jakby sam niszczy się
swoją bronią.
Kiedyś o. Józef Witko użył takiego
stwierdzenia, że szatan jest „zdezorientowany” – jego wymysły tracą na sile i
odbijają się przeciwko niemu. Jestem przekonany, że prawidłowo ukierunkowane
cierpienie ma ogromną wartość, a największą to, które jest przyjęte dobrowolnie
na wzór naszego Pana Jezusa Chrystusa. Myślę, że wiele cierpień mogłoby być
lepiej „wykorzystanych” . Ale to już inny temat. I temat bardzo trudny.
Zwłaszcza, gdy chodzi na przykład o cierpienie niewinnych dzieci ….
Cierpienie jest wielką tajemnicą.
Opowiedziałem mały fragment swojego życia w
kontekście mojego malutkiego cierpienia. Może moje doświadczenia pomogą komuś.
Może ktoś zacznie inaczej przeżywać swoje cierpienie i je ofiarowywać za kogoś
kto potrzebuje „wykupienia” z sideł osobowego zła. Może ktoś pomyśli o mnie:
„Dobrze mu mówić bo nie umiera w agonii”. Nie na darmo używa się często przy
słowie cierpienie – słowa TAJEMNICA. Jest wiele pytań nurtujących każdego
człowieka. Znalazłem ciekawy artykuł w którym kilka osób wypowiada się o swoim
wielkim cierpieniu. Może po jego przeczytaniu zbliżymy się do tajemnicy
cierpienia: http://niedziela.pl/artykul/29699/nd/Tajemnica-cierpienia
Z Panem Bogiem i Maryją
- Mariusz B.
Ps. A osobom
z problemem alkoholowym współmałżonka, bardzo polecam… też po niedalekich
doświadczeniach w rodzinie, aby skorzystały z instytucji All anon, którą Pan Bóg "stworzył" dla takich spraw. Wiem o niej, bo bardzo jest pomocna ta instytucja u
kogoś w mojej rodzinie i widzę jak rodzina odżyła od tyrana - chociaż poraniona
cała.
Nie można
się bać działać…
W naszym
przypadku "tyran" groził, że się powiesi i to działało przez wiele
straconych lat.
Teraz rodzina odżywa, a "tyran" żyje...
Wspaniałe wytłumaczenie cierpienia, dziękuję Ci za te słowa, które mogłyby trafić do tych, którzy tego najbardziej potrzebują. ale myślę, że Pan
OdpowiedzUsuńBóg zawsze daje, jeśli my też Mu coś ofiarujemy czyt, cierpienie
Piękny artykuł, który wiele tłumaczy. Dziękuję Mariuszu za te słowa!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za te słowa. Uznaję je jako prezent od Pana Boga. Takie "pogłaskanie" po głowie :)
OdpowiedzUsuńWarto było. Zawsze będzie warto robić coś co przyczyni się do budowania Królestwa Bożego tu na ziemi ku Bożej chwale. Uświadamiajmy sobie - w każdej sytuacji - że zawsze będziemy dłużnikami Boga.
Z Panem Bogiem i Maryją. Mariusz B.
Dzięki Ci za te słowa .Odczytałam je jakby kierowane były tylko do mnie.A to co napisałes pod rozważaniem to o mim życiu.Jestem tak zastraszana od dłuższego czasu i nie mam siły się od tego uwolnić.
OdpowiedzUsuń