Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

11.03.2018

„Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 17).


  Ewangelia, którą rozważamy w IV niedzielę Wielkiego Postu wprowadza nas głębiej w klimat przejścia z ciemności do światła, ze śmierci do życia, od adoracji węża, wywyższonego na pustyni przez Mojżesza, do adoracji Jezusa, który został wywyższony na Golgocie dla naszego zbawienia.

  Okazją dla dzisiejszego nauczania Pana Jezusa była nocna wizyta Nikodema: „Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: «Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim” (J 3, 2). Nikodem, choć uwierzył w boskie pochodzenie Jezusa, czekał, aż nadejdzie noc, aby się z Nim spotkać i wyznać swoją wiarę. Takie postępowanie powodowane było strachem przed reakcją Żydów wrogich Panu. Wprawdzie dostojnik ów podjął wędrówkę ku Prawdzie i Światłu, lecz była to wędrówka niedoskonała, ponieważ godził się on na kompromis z ciemnością, będącą – jak powie dziś zbawiciel – środowiskiem „umiłowanym” przez tych, którzy czynią zło (por. J 3, 19).
W tym sensie, mimo łaski Ducha Świętego, który wzbudził w nim wiarę, Nikodem przypominał duchowo swoich przodków, nie potrafiących – mimo ewidentnych znaków miłości i wierności ze strony Boga – wyrzec się niedowiarstwa, które owocowało szemraniem i odstępstwem, ilekroć coś szło nie po ich myśli. Jezus nawiązuje dziś do historii niewierności wędrującego przez pustynię narodu wybranego, o której czytamy w Księdze Liczb: „Od góry Hor szli w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi” (Lb 21, 4). Konsekwencją nieposłuszeństwa Bogu było cierpienie i śmierć z powodu palącego jadu wężów kąsających Izraelitów. Nietrudno dostrzec w tym wydarzeniu podobieństwo do konsekwencji pierworodnego nieposłuszeństwa naszych prarodziców zwiedzionych przez węża w ogrodzie Eden (por. Rdz 3). Wąż nigdy nie zrezygnował ze swojego dzieła całkowitego zniszczenia ludzi. Ponieważ zaś nie może bezpośrednio ugodzić w Boga, zatruwa swoim jadem pychy i nieposłuszeństwa tych, którzy zostali stworzeni na Boży obraz i podobieństwo.
Bóg jednak nie pozostawił człowieka samemu sobie, pozwalając aby diabeł zabijał duchowo Jego dzieci. Gdy tylko uznamy własny grzech i w ten sposób damy Panu szansę odbudowania właściwych relacji, które nas z Nim łączą, On niezwłocznie ukazuje nam swoje zbawcze oblicze:  „Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc: «Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże». I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu” (Lb 21, 7-9). Przebłagalne wstawiennictwo Mojżesza, oraz znak wywyższonego na palu węża są symbolami wskazującymi na Jezusa, gdyż „Przez ofiarę swojego ciała na krzyżu dopełnił On ofiary Starego Przymierza i oddając się za nasze zbawienie sam stał się Kapłanem Ołtarzem i Barankiem ofiarnym” (Prefacja Wielkanocna).
Nic więc dziwnego, że rozmawiając z żydowskim dostojnikiem i znawcą Prawa, Jezus nawiązał do tego właśnie epizodu z historii narodu wybranego. Zbawiciel pragnął wskazać Nikodemowi istotę historii zbawienia ludzkości, w którą w sposób szczególny wpisany jest naród żydowski. Wędrowanie Izraelitów przez pustynię pod opieką Boga było bowiem ważnym etapem wędrówki człowieka ku jego Stwórcy w celu odzyskania utraconej przyjaźni, która łączyła go z Bogiem w ogrodzie Eden. Na skutek grzechu człowiek, zamiast oczekiwać z niecierpliwością spotkania z Panem, zaczął traktować Go jako zagrożenie: „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3, 8).
Jezus mówi dziś do Nikodema i do nas wszystkich: nie lękaj się Boga! Wyjdź z ciemności przywiązania do grzechu i zanurz się w Światłości, która daje Życie. Przestań postrzegać Ojca niebieskiego jedynie z perspektywy setek nakazów i zakazów, które absolutyzowane wykrzywiają Jego obraz w twoim sercu. Przypomnij sobie historię zdrady narodu wybranego i zbawczego działania Boga. To nic w porównaniu z faktem, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 14-17).
Zrozumienie i przyjęcie radosnej Ewangelii Jezusa o Ojcu Niebieskim, który – jak pisze św. Paweł w liście do Efezjan – „będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia” (Ef 2, 4-5) musi być uprzedzone i wsparte łaską Ducha Świętego. Nauczając Nikodema, Jezus ucieka się do porównań i przenośni, wobec których dostojnik pozostaje bezradny. Wymiar duchowy pozostaje dla tego eksperta od religijnej kazuistyki zupełnie nieosiągalny: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” (J 3, 4). Tymczasem, aby w wędrówce przez życie pójść za Jezusem ku pełnemu oraz autentycznemu poznaniu i doświadczeniu Boga, należy zerwać z tym co stare, jedynie pewne, wygodne czy dające złudne poczucie bezpieczeństwa i stać się nowym człowiekiem w nocy Ducha Świętego:  „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem” (J 3, 5-6).  
Dopiero wówczas człowiek „przyobleczony w Chrystusa”, patrząc na świat Jego oczyma, oraz kochając Boga i ludzi Jego sercem jest w stanie zrozumieć – dzięki mądrości i mocy krzyża Zbawiciela – że Bóg, który jest Miłością (por. 1 J 4, 8), objawia swoją sprawiedliwość i sąd z nią związany jako doskonały akt odwiecznej Miłości, która się ofiaruje bezgranicznie, lecz która również może być odrzucona na zawsze: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki” (J 3, 17-19).
Zbliżanie się do światła, o którym mówi Jezus w ostatnim zdaniu dzisiejszej perykopy ewangelicznej, nie jest beztroskim spacerkiem w chodziku. Raczej przypomina ono – dla tych, którzy narodzili się z wody i Ducha – stawianie pierwszych, coraz pewniejszych kroczków przez dziecko idące z ufnością ku rozwartym szeroko ramionom kochającego Ojca. Nie brak przy tym mniej lub bardziej bolesnych upadków, z których podnosi nas w sakramencie pojednania miłujący Bóg. Nikt z nas bowiem nie spełnia wymagania prawdy na sposób, który czyniłby nas bez wysiłku i natychmiast doskonałymi, jak doskonały jest nasz Ojciec niebieski (por. Mt 5, 48).
W rozmowie z Tomaszem P. Terlikowskim ks. Piotr Glas opowiada o uzdrowieniu, jakiego doświadczają osoby poranione duchowo: „Nie ma prawdziwego duchowego uzdrowienia od razu. Bez żadnych kosztów, bez walki uzdrawiają tylko okultyści. Na czym polega okultystyczne uzdrowienie? Właśnie na tym, że stan bardzo szybko się poprawia, po czym niestety wszystko bardzo szybko wraca, albo jeszcze się pogarsza. Tak się nie dzieje, gdy uzdrawia Bóg. On zazwyczaj działa stopniowo. Oczywiście, zdarzają się cuda, ale w większości uzdrowień duchowych dzieje się to stopniowo. (…) Ale tak musi być, bo walka duchowa nie jest magią. Walka duchowa to konkretne koszty, rezygnacja z wielu spraw, wysiłek i zaangażowanie. Pan Bóg musi zobaczyć, że się starasz, że chcesz, że walczysz” (Ks. Piotr Glas „Dekalog. Prawdziwa droga w czasach odmętu”. Str. 56-57).
Autor natchniony uczy nas w Księdze Przysłów, że chociaż walka z grzechem wpisana jest naszą codzienność, to naszym obowiązkiem jest za każdym razem z niego powstawać i podejmować drogę ku pełnemu zjednoczeniu z Bogiem: „prawy siedmiokroć upadnie i wstanie, a występni w nieszczęściu upadną” (Prz 24, 16). Nie tym bowiem rożni się człowiek sprawiedliwy od występnego, że jest wolny od grzechu, lecz tym, że zło nazywa złem i za każdym razem, gdy upadnie ufnie prosi Boga o przebaczenie i o siły w postępowaniu w doskonałości chrześcijańskiej. Tymczasem ludzie przewrotni idą na kompromis z grzechem, usprawiedliwiają go rzekomym wyższym dobrem lub wręcz przeinaczają i nazywają dobrem to, co sam Bóg nazwał złem. Zagłuszają oni w ten sposób swoje sumienia i zwodzą innych. Na końcu jednak wszyscy staniemy wobec Światła, w którego blasku okaże się na ile, wędrując przez pustynię naszej codzienności, spełnialiśmy wymagania Prawdy, to znaczy zachowywaliśmy, w jego autentycznym sensie, jezusowe przykazanie wzajemnej miłości ( por. J 13, 34), na ile zaś szemraliśmy przeciwko Bogu, niepomni, że rodząc się na nowo z wody i z Ducha zostaliśmy nabyci przez Niego za „wielką cenę” Najświętszej Krwi Jego Syna (por. 1 Kor 7, 23).
Przyjąć Jezusa jako jedynego Syna Bożego i Zbawiciela świata, oraz narodzić się ponownie z Ducha Świętego, to znaczy – jak uczy nas św. Jan w Prologu swojej Ewangelii – narodzić się z Boga (por. J 1, 11-13). Przez uświęcającą moc Ducha Świętego cierpienia dzieci Bożych, wynikające z ich walki z grzechem i własną słabością, nabierają ogromnej mocy w oczach Bożych. Często nie zdajemy sobie sprawy z jaki utęsknieniem dusze czyśćcowe czekają na każdy akt miłosierdzia, w którym ofiarujemy nasze cierpienia, nawet te wywołane grzechem, z którego jednak się uwolniliśmy, w intencji skrócenia ich kary w czyśćcu. Dusze te potrafią odwdzięczyć się nam i wspierają swoją skuteczną pomocą tych wszystkich, którzy o nich pamiętają. Wzorem ks. Dolindo, nie żałujmy im, szczególnie w tym błogosławionym okresie ćwiczeń wielkopostnych, naszych modlitw i umartwień.
                                                      Arek

3 komentarze:

  1. Nikodem przyszedł do Pana Jezusa pod osłoną nocy…
    Dzisiaj na Mszy ksiądz mówił, że ciemność… noc, nie sprzyjają poznaniu, raczej zakrywają…
    W przypadku Nikodema było inaczej. Uwierzył i bardzo chciał trwać.
    Wytrwał tak, że aż usłużył Panu Jezusowi grzebiąc Jego Ciało.
    Nikodem miał środowisko i okoliczności życiowe dość trudne, jednak zaczynając od skrytego przyjścia skończył na stanięciu w świetle dnia w sprawie Jezusa. Myślę, że przy okazji światło zajaśniało w jego duszy.
    Środowisko i okoliczności naszego życia, nie są pogrążone w takich ciemnościach i mroku. A jeżeli tak, to często na własne, życzenia: zaniedbania relacji z Bogiem, odwrócenie się od Poznania, płynięcie z prądem życia…
    Trwajmy w obecności Jezusa, a mrok nas nie pochłonie, a w świetle lepiej widać.
    Sławek +

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Sławku,piszesz krótko,a potem długo o tym się rozmyśla.To prawda,w świetle lepiej widać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łucjo, to co mam, mam od Boga. Jeśli tego w trakcie życia nie oddam, tzn. że to zmarnuję, bo do grobu tego nie zabiorę. Próbuję oddawać+

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.