Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

21.01.2018

„Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi” (Mk 1, 17).

Perykopa ewangeliczna, którą dziś rozważamy, opisuje przejście z czasu oczekiwania do czasu wypełnienia się Bożych obietnic. Dokonuje się ono w Jezusie Chrystusie, który wzywa nas wszystkich do pójścia za Nim – na niełatwej lecz fascynującej drodze stawania się Jego uczniem, oraz synem Bożym – ku domowi Ojca, będącego ostatecznym celem naszego ziemskiego pielgrzymowania.

Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się (gr. metanoiete) i wierzcie (pisteuete) w Ewangelię!»” (Mk 1, 14-15).

Uwięzienie św. Jana Chrzciciela przez Heroda było bardzo ważnym wydarzeniem w historii zbawienia. Publiczna misja Poprzednika Mesjasza, Głosu, który na pustyni nawoływał do prostowania ścieżek (por. Łk 3, 4) i godnego przygotowania się na nadejście Bożego Pomazańca dobiegła końca. Pozostało mu jeszcze dopełnienie świadectwa poprzez męczeńską śmierć, która będzie zapowiedzią odkupieńczej śmierci Sprawiedliwego. W pewnym sensie historia Jana Chrzciciela, któremu nie dane było wejść do społeczności rodzącego się Kościoła Chrystusowego przypomina los Mojżesza, któremu Bóg pokazał Ziemię obiecaną, lecz nie pozwolił do niej wejść, mówiąc: „Oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami: Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz” (Pwt 34, 4). Przyczyną takiej decyzji Pana Boga wobec Mojżesza i Aarona była ich niewiara, a w konsekwencji uchybienie ich misji, jaką było objawienie ludowi świętości Boga: „Ponieważ Mi nie uwierzyliście i nie objawiliście mojej świętości wobec Izraelitów, dlatego wy nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję” (Lb 20, 12).

Św. Jan Chrzciciel – jak słyszeliśmy poprzednią niedzielę – pozostał do końca wierny Bogu, rozpoznając w Jezusie z Nazaretu nadchodzącego Zbawiciela, co zaowocowało pójściem za Jezusem jego dwóch uczniów: „Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.” (J 1, 35 – 37). Jednak Jan również musiał zatrzymać się na brzegach Jordanu, ponieważ tylko Jezus Chrystus – niczym nowy Jozue, przed którym w cudowny sposób rozwarły się nurty rzeki, gdy kapłani wnieśli do niej Arkę Przymierza (por. Joz 14, 17) – był w stanie ogłosić i ustanowić pełnię czasów, nastanie Bożego królowania na ziemi. On bowiem, Wcielone Słowo Boże, jest nową i doskonałą Arką Przymierza, w Nim też wypełnia się cała historia zbawienia. Jezus wszedł do Jordanu, aby przyjąć na siebie grzech świata, czyli niewiarę, oraz brak miłości i posłuszeństwa Bogu, które rodzą wszelką nieprawość, aby zniszczyć je na drzewie krzyża i pozwolić tym, którzy pójdą za Nim przejść suchą stopą do Ziemi obiecanej Królestwa Bożego.

Jezus przemawia dziś do mnie „jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1, 22), ponieważ doskonale wie skąd przyszedł i dokąd idzie (por. J 8, 14). Całkowicie poddany woli Ojca Zbawiciel wzywa mnie do nawrócenia, metanoi, gruntownego przebudowania – w posłuszeństwie Duchowi Świętemu – hierarchii wartości mojego życia i ustanowienia na jej szczycie Boga, który chce być przeze mnie kochany całym moim sercem, całą moją duszą i całym moim umysłem (por. Mk 12, 29-31). Tylko wówczas, gdy podejmę trud uporządkowania mojego życia według zasad zdrowego teocentryzmu, mam szansę  otworzyć się na łaskę wiary w Ewangelię. Tylko w mocy tej wiary będę w stanie spojrzeć na siebie i otaczającą mnie rzeczywistość oczyma Chrystusa, oraz pokochać innych ludzi Jego sercem.

Jezus wchodzi zatem dziś ze swoją  Dobrą Nowiną w konkretną rzeczywistość mojej codzienności, podobnie jak wszedł w życie swoich pierwszych uczniów.

Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał (gr. eiden) Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł (gr. eipen) do nich: «Pójdźcie za Mną (gr. deute opiso mou), a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili (gr. euthys aphentes) sieci i poszli za Nim (gr. ekolouthesan auto). Idąc dalej, ujrzał (gr. eiden) Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał (gr. euthys ekalesen), a oni zostawili (gr. aphentes) ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim (gr. apelthon opiso autou) ” (Mk 1, 16-20).

Zrywając z tradycją rabinistyczną, wedle której to uczniowie wybierali sobie nauczycieli, zamieszkiwali z nimi, służąc im i pobierając od nich nauki, Zbawiciel sam wybiera sobie uczniów. Św. Marek, podkreśla wyraźnie inicjatywę Jezusa, opisując powołanie Dwunastu: „przywołał do siebie tych, których sam chciał (gr. hous ethelen autous), a oni przyszli do Niego” (Mk 3, 13).

Pan widzi mnie na swój doskonały, boski sposób. To spojrzenie obejmuje każdy aspekt mojego człowieczeństwa, również ten, który Go rani. Lecz dla Jezusa nie stanowi to przeszkody. I właśnie dlatego, że Jego miłość jest większa od mojej niewierności, Pan chce bym za Nim poszedł. Dokąd? W pierwszym momencie nie jest to ważne. Chodzi o to, abym – niczym św. Augustyn – dał się „uwieść” Jezusowi i przebudował te relacje, które będąc same w sobie dobrymi, stoją między mną a Panem. Dla Szymona i Andrzeja była to praca symbolizowana przez sieci; dla Jakuba i Jana dotyczyło to również relacji z ojcem. Dziś muszę się zastanowić, co w moim życiu jest odpowiednikiem „sieci” i kto jest „ojcem”, z którym łączą mnie relacje wpływające negatywnie na odpowiedź, jakiej udzielam Bogu.

Cała niełatwa sztuka bycia uczniem Jezusa polega na tym, abym w stanie wewnętrznej wolności Bożego dziecka trwał niczym Maryja w niezakłóconym przez zgiełk tego świata „duchowym nasłuchu” i bym, gdy tylko usłyszę głos Pana, zawierzył Mu, natychmiast zostawił wszystko i poszedł za Nim, to znaczy upodabniał się do Niego we wszystkim: w swoich relacjach rodzinnych, zawodowych, towarzyskich itd., przyjmując wszelkie cierpienie wynikłe z tego powodu, jako uczestnictwo w Jego zbawczej misji. Jezus bowiem jest bardzo jasny w swoich wymaganiach: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37-38). Wedle Chrystusowej logiki tylko ten, kto całkowicie odda się Bogu, może stać się darem dla innych, podobnie jak Jezus, który powiedział o sobie: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4, 34), z woli Ojca stał się pokarmem dla nas w Najświętszym Sakramencie.

W jednej z wizji, jakich doświadczyła Rozalia Celakówna, Pan Jezus powiedział do niej słowa, które wskazują na paschalną naturę relacji łączącej Mistrza i ucznia: „Moje dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób mnie znany. Ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. (…) Nic się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś moją na zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję, bo jesteś niczym – samą nicością, by się na tobie okazała moja moc, moja miłość i miłosierdzie (…) twoje życie też ma być wzorowane na moim życiu ukrytym” (Notatki cz. III, s. 53-56, za: Ks. Władysław Kubik Sj Trudna Droga, s. 89).

Bycie uczniem Jezusa oznacza uczestnictwo w Jego krzyżu, który jest jedyną pewną drogą do chwały zmartwychwstania. Gdy w Ewangelii św. Łukasza Pan Jezus zapowiedział swoim uczniom, że będą prześladowani, dodał: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego” (Mt 10, 24-25). Należy zawsze pamiętać, że „spoiwem” łączącym Jezusa i Jego ucznia jest miłość, której Bóg Ojciec udziela Kościołowi w Duchu Świętym. Bez niej odkupieńcze współcierpienie, o którym pisze św. Paweł w Liście do Kolosan (por. Kol 1, 24),  byłoby czymś całkowicie niezrozumiałym. Rozalia Celakówna, którą Jezus poprosił, aby pełniła trudną posługę pielęgniarki w szpitalu św. Łazarza w Krakowie, na oddziale dermatologicznym (wenerycznym), pisała: „Mam żyć w zjednoczeniu z Nim w każdej chwili, by wszystko, każdy czas był wykorzystywany dla miłości. Miłość musi kierować każdym moim krokiem, w ogóle każdym tchnieniem, by wszystkie me czyny i poczynania były przepojone miłością. Miłość każe zapominać o sobie, pracować dokładnie i bezinteresownie, służyć wszystkim bez względu, jak się na mnie zapatrują i jak postępują. Wszelkie przykrości przyjmować w zjednoczeniu z cierpieniami Pana Jezusa i ofiarować je Ojcu Niebieskiemu za cały świat o przyjście Królestwa chrystusowego do dusz, by Jezus był poznany i ukochany przez cały świat, a przede wszystkim przez nas” (Wyznania z przeżyć wewnętrznych, s. 407, za: Op. cit.).

                                                                 Arek

1 komentarz:

  1. "Wypłyńmy na głębię"
    Bądźmy drodzy bracia i siostry jak sieci zarzucane przez rybaków. Niech nasza miłość do bliźnich i nasze czyny wabią ludzi. Oby jak najwięcej osób wpadało w sieć bożej miłości.
    Bądźmy silni, spójni i trzymajmy się razem.
    Każdy z nas jest dla kogoś przykładem, może to akurat twój przykład życia przyciągnie osoby, które będę pragnęły bożej miłości, będą pragnęły przylgnąć do Boga.

    Pan wybrał każdego z Was.

    Bożenka Pz

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.