Perykopa
ewangeliczna, którą dziś rozważamy wprowadza nas w istotę relacji jaka powinna
łączyć człowieka z Bogiem. Jej pełnia – jak objawił nam Jezus, odpierając
nieudaną próbę Jego dyskredytacji ze strony faryzeusza – wyraża się w miłości
do Boga i do bliźniego: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim
sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze
przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak
siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy»”
(Mt 22, 37- 40).
Dla
arcykapłanów i starszych ludu Jezus stanowił poważne zagrożenie, które należało
jak najszybciej wyeliminować. Podobnie myśleli o Nim podporządkowani imperium
zwolennicy Heroda. Rabbi z Nazaretu, ze swoją nauką o Królestwie Bożym, które
już nastało pośród Izraela (por. Łk 17, 21), zdawał się w ich mniemaniu
niszczyć dotychczasowy kruchy pokój panujący między narodem wybranym i rzymskim
okupantem.
W rzeczywistości, przywracając pierwotną, zbudowaną na miłości i
szacunku relację stworzenia do Stwórcy, Jezus godził w ich żywotne interesy,
ich uprzywilejowaną pozycję społeczną, oraz ich bogactwo wynikające
bezpośrednio z niesprawiedliwości społecznej będącej widomym znakiem, iż
diabeł, którego Jezus przyszedł pokonać i osądzić, rzeczywiście był „władcą
tego świata” (por. J 16, 11).
Niestety ci,
którzy zdawali się stać najbliżej Wszechmocnego z racji na pełnioną przez nich
funkcję (arcykapłani), oraz na gorliwe studiowanie i przestrzeganie Prawa
(faryzeusze i uczeni w Piśmie), w walce królestwa Bożego z królestwem ciemności
stanęli po stronie tego ostatniego. Wobec doskonałego Objawienia w Jezusie
Chrystusie Boga, który tak „umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał”
(J 3, 16), przedstawiciele władz religijnych i świeckich Izraela „bardziej
umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto
się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby
nie potępiono jego uczynków” (J 3, 19-20). Właśnie z powodu duchowego
światłowstrętu nie byli oni w stanie rozpoznać Jezusa jako „światłość
prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” (J 1, 9). Obecność Mesjasza
pośród ludu, Jego nauczanie i czyny, wnosiły autentyczną Bożą światłość, która
raniła ludzi władzy przyzwyczajonych do ciemności grzechu i zła, budząc w nich
nienawiść, która doprowadziła ich do podjęcia decyzji o zamordowaniu niewygodnego
Nauczyciela. Odtąd, aż do samego końca, kiedy mieli Go już w swoich rękach, „arcykapłani
i cała Wysoka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz
nie znaleźli” (Mk 14, 55). Dzisiejsza parabola ewangeliczna jest opisem
jednej z takich nieudanych prób.
W życie ludzi,
którzy wchodzili z Nim w bezpośrednią relację, Syn Boży wnosił głęboki
"kryzys", rozumiany w jego autentycznym greckim znaczeniu jako „rozdzielenie”
(od gr. czasownika krino: „rozdzielać”). Co ważne, słowo to było pierwotnie
używane w odniesieniu do młocki, podczas której rozdzielano ziarna od plew.
Dlatego greckie słowo krino znaczyło również: „wybierać” w
odniesieniu do ziaren. Człowiek musiał opowiedzieć się za lub przeciw
Jezusowi; rozdzielić się ze starym życiem grzechu, wybierając zbawienie lub
pozostać w nim, rozdzielając się z Bogiem objawionym definitywnie w Jego Synu.
Obraz eschatologicznych żniw był drogi Janowi Chrzcicielowi, który zapowiadając
nadejście Mesjasza głosił: „On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem.
Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do
spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Łk 3, 16). Jezus podjął
ten obraz w swoim nauczaniu. W przypowieści o kąkolu i pszenicy gospodarz mówi
do sług: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom:
Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś
zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13, 30).
W królestwie
Bożym, którego nastanie głosił Jezus, a po Jego Wniebowstąpieniu przepowiada
Kościół święty, to eschatologiczne „rozdzielenie” dokonuje się w pewnym sensie
ilekroć głoszona jest Dobra Nowina. Moc Ducha Świętego, który działa gdy
przepowiadane jest Słowo Boże sprawia, że nie można pozostać wobec Jezusa
neutralnym, obojętnym. Św. Paweł pisze w Liście do Hebrajczyków: „Żywe
bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny,
przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić
pragnienia i myśli serca” (Hbr 4, 12). Dzisiejsi adwersarze Jezusa w pełni
doświadczyli mocy tego „miecza” Bożej Prawdy, która działa w tym celu – jak
ogłosił starzec Symeon w swoim proroctwie skierowanym do Maryi – „aby na jaw
wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35).
Arcykapłanów i
faryzeuszów rozwścieczyła przypowieść o przewrotnych rolnikach „Toteż
starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka”
(Mt 21, 46). Po kolejnej przypowieści, o uczcie weselnej, która stawiała ich w
jak najgorszym świetle wobec ludu, „faryzeusze odeszli i naradzali się, jak
by podchwycić Go w mowie” (Mt 22, 15). Nie zważając na wzajemną
wrogość, zjednoczyli się z pogardzanymi przez siebie, lojalnymi wobec Rzymu
zwolennikami króla Herona i zastawili na Jezusa zasadzkę, zdało by się,
doskonałą:
„Posłali
więc do Niego swych uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli:
«Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz.
Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam
więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?»” (Mt
22, 16-17).
Prowokatorzy
rozpoczęli od pochlebstwa, które miało uśpić czujność Jezusa i przekonać Go o
ich dobrej woli. W rzeczywistości mieli Go za samozwańczego rabbiego z Nazaretu
opętanego przez Belzebuba i zwodzącego lud (por. Mt 12, 24). Na pytanie, które
następnie zadali Jezusowi nie było dobrej odpowiedzi: gdyby Pan podważył
zasadność płacenia podatków, naraziłby się na oskarżenie o podburzanie ludu,
szczególnie, że to właśnie podatki stały się bezpośrednią przyczyną krwawo
stłumionego buntu, który wybuchł w 6 r. po Chr. Przystając na płacenie
podatków, Jezus ryzykował, że zostanie uznany za „przyjaciela Cezara” i straci
autorytet w oczach narodu wybranego. W jednym i drugim przypadku wroga Mu
arystokracja żydowska odniosłaby sukces.
Odpowiedź
Jezusa i dalszy przebieg wydarzeń ujawniły diaboliczną naturę podstępu
religijnych i państwowych zwierzchników ludu.
„Jezus
przejrzał ich przewrotność (gr. gnous de ho Iesous ten ponerian
auton, dosł. poznawszy zaś Jezus niegodziwość ich) i rzekł: «Czemu Mnie wystawiacie
na próbę (gr. peirazete, dosł. wypróbowujecie), obłudnicy (gr.
hypokritai)? (Mt 22, 18).
Św. Mateusz,
pisząc o postawie moralnej charakteryzującej uczniów faryzeuszów i zwolenników
Heroda, posłużył się tym samym słowem, które Jezus użył, ucząc swoich uczniów
modlitwy Pańskiej: „ale zachowaj nas ode złego” (Mt 6, 13) (gr.
alla rhysai hemas apo tou ponerou, dosł. ale wybaw nas ze złego). Ponadto,
wystawiając Jezusa na próbę, zachowali się oni podobnie jak szatan, który kusił
Pana na pustyni: „Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony
przez diabła” (gr. peirasthenai hypo tou diabolou) (Mt
4,1). Adwersarze Zbawiciela zastosowali nawet tę samą technikę co diabeł, który
cytując Słowo Boże, a zatem mówiąc prawdę, usiłował zwieść Jezusa. Podobnie
oni, wychodząc cynicznie od prawdy („wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi
Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na
osobę ludzką”), chcieli sprowokować Nauczyciela do wypowiedzi, po której będą
mogli Go ująć i zgładzić. Ponadto Jezus nazwał ich „obłudnikami”, a dokładnie
„hipokrytami”, czyli według ówczesnego sensu tego słowa „aktorami”, jako że słowo
to pochodzi od gr. czasownika hypokrinomai oznaczającego: „grać rolę na
scenie”. Pobożność faryzeuszy była bezwartościową fasadą, za którą kryła się
pycha i nieugaszone pragnienie bycia podziwianymi; pobożnością będącą
narzędziem w utrzymaniu uprzywilejowanej pozycji społecznej i pozyskaniu
dobrobytu. Jezus ostrzegał przed nimi mówiąc: „Wiążą ciężary wielkie i nie
do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie
chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać.
Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne
miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na
rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi” (Mt 23, 4-7). Wierzyli oni w
Boga, lecz pojmowanego jako aktor odtwarzający rolę w spektaklu życia, którego
oni byli reżyserami. I co najgorsze, ten zafałszowany obraz Boga przedstawiali
Izraelitom.
Zastawiając
pułapkę na Jezusa, faryzeusze i zwolennicy Heroda byli tak pewni siebie, że
sami wpadli w "pułapkę" zastawioną natychmiast przez Jezusa.
„Pokażcie Mi
monetę podatkową!» Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i
napis?» Odpowiedzieli: «Cezara». Wówczas rzekł do nich: «Oddajcie więc Cezarowi
to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga»” (Mt 22, 19-22).
Włoski egzegeta
o. Alberto Maggi powiedział w swoim wideo komentarzu do dzisiejszej perykopy: „Jesteśmy
w obrębie Świątyni. W Świątyni zaś nie może znajdować się żadna moneta z ludzką
podobizną, a przecież na monecie imperatora znajduje się podobizna Tyberiusza
jako boga. Po to właśnie istniały kantory, gdzie można było wymienić denary.
Zatem do Świątyni nie można było wejść z pogańskimi denarami. To było
świętokradztwo. Mimo to, Jezus nagle żąda od nich, aby pokazali Mu monetę
podatkową. Oni zaś, nie zastanawiając się dwa razy, „przynieśli Mu denara”. Jak
to? Właśnie faryzeusze, fanatyczni stróże czystości, fanatycy przestrzegający
wszystkich praw i przepisów, właśnie oni łamią je w Świątyni? W rzeczywistości
Ewangelista chce nam powiedzieć, że przynosząc denara, pokazują kto jest ich
prawdziwym Bogiem. Prawdziwym Bogiem faryzeuszy nie jest Ojciec Jezusa; jest
nim mamona, zysk. W Świątyni, w sanktuarium Boga mają denara dlatego, że to on
jest ich jedynym, prawdziwym bogiem. Korzyść, interes, oto co jest motywem ich
działania” (Commento al Vangelo di P. Alberto Maggi, 16 ottobre).
Jezus, który
jest obrazem miłosiernego Ojca, Jego Słowem Miłości skierowanym do każdego bez
wyjątku człowieka, wskazał swoim wrogom drogę zbawienia. Wydobywszy na światło
dzienne ich prawdziwe motywacje, zaprowadził ich do źródeł przymierza, które
jako Syn, wraz z Ojcem i Duchem Świętym, zawarł ludem wybranym za pośrednictwem
Mojżesza: „Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście.
Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami,
pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój,
będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce
odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom,
służąc im - oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie
na ziemi” (Pwt 30, 15-18). Mogliby otrzymać przebaczenie, gdyby zerwali z
fałszywym bożkiem mamoną i zwrócili mu jego bogactwa, którymi szatan
bezskutecznie kusił Jezusa. Musieliby również oddać Bogu to, co dla Niego
najcenniejsze: Jego lud, wsłuchując się z pokorą w słowa Psalmisty: „Czyż
się nie opamiętają wszyscy, którzy czynią nieprawość, którzy lud mój pożerają,
jak gdyby chleb jedli, którzy nie wzywają Pana” (Ps 14, 4). Dopiero wówczas
byliby w stanie otworzyć się na miłość Boga, przyjąć dar nawrócenia i stać się
autentycznymi pasterzami i przewodnikami narodu wybranego.
Uczniowie
faryzeuszów i zwolennicy Heroda nie posłuchali Jezusa: „Gdy to usłyszeli, zmieszali
się (gr. ethaumasan, dosł. zdziwili się, zdumieli się) i zostawiwszy Go,
odeszli” (Mt 22, 22). Owszem, byli zaskoczeni, że Jezusowi udało się
wyjść bez szwanku z kolejnej pułapki, jednak nie pobudziło ich to do głębszej
refleksji. Podjęli decyzję, że pozostaną wierni roli sług kusiciela, o którym
pisze św. Łukasz: „Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od
Niego aż do czas” (Łk 4, 13). Być może wrócili oni ze złym duchem pod
krzyż Chrystusa i razem ze swymi pobratymcami szydzili z Niego: „Innych
wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z
krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go
miłuje” (Mt 27, 42-43).
Oddanie
Cezarowi tego, co należy do Cezara, a Bogu tego, co należy do Boga, to droga
codziennego wyzwalania się ze wszystkiego, co staje między nami a Bogiem, oraz
wszystkiego w nas, czym Boga zasłaniamy innym. To postawa – na wzór Maryi –
całkowitego zaufania Stwórcy, który daje nam siłę, abyśmy nawet wówczas, gdy
znajdziemy się na drodze ciężkich doświadczeń życiowych, dawali takie
świadectwo Jego Miłości do nas, że nawet najgorsi szydercy dostrzegą Jego
prawdziwe, miłosierne oblicze i powiedzą za skruszonym setnikiem o zawieszonym
na krzyżu ponad dwa tysiące lat temu Rabbim z Nazaretu: „Prawdziwie, Ten był
Synem Bożym” (Mt 27,54).
Arek
Fajnie że piszesz tego bloga. Mało w necie takich wartościowych treści
OdpowiedzUsuń