Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

7.02.2017

Kolejny etap przemiany. Świadectwo Elżbiety


  Czasami bywa tak, że myślimy, że tak jak jest- to już powinno być zawsze, albo do momentu dopóki  będzie nas dotyczyć…
  I tak jak zaczyna się pracę w jakim dużym znanym przedsiębiorstwie, z ludźmi wykształconymi, kompetentnymi to się myśli, że tak jest wszędzie….

  Ze mną właśnie tak było. Na początku lat 80tych rozpoczęłam pracę – o karierze nikt nie myślał. Praca i już. 8 godzin, czasami trzeba było mieć dyżur w niedzielę albo godzinę dłużej zostać na koniec miesiąca, gdy wykonywało się różne bilanse.
   Miałam wielki zaszczyt rozpocząć  pracę zawodową z ludźmi wykształconymi, ukształtowanymi światopoglądowo, grzecznymi, życzliwymi.  W większości byli starsi ode mnie, uczyli mnie zagadnień technicznych niezbędnych na mym stanowisku pracy, ale też a może przede wszystkim, kształtowali kulturę pracy dbając niesamowicie o życzliwe, przyjacielskie stosunku pracy. Chamstwa nie było!
  Owszem mocniejsze słowa padały, ale to nazwijmy w wymagających tego okolicznościach.

  I tak trwało, później „transformacja „ czyli zmiana szyldu i pomału zaczęła się sypać drużyna, która zadawała szyku i trzymała pion w relacjach i różnych kontaktach służbowych. Przyszli nowi, wykształceni- po studiach, ale bez doświadczenia… wdrażali się jedni szybciej, drudzy wolniej, ale wciąż byli to ludzie, którzy reprezentowali jakąś wiedzę poprzez nabyte studia, szkolenia, ludzie którzy zaczęli mieć parcie na karierę, na kasę, na popularność.
  Styl bycia powoli się zmieniał, firma zaczynała mieć „młodsze oblicze” bo starsi pracownicy siłą rzeczy przechodzili na emerytury, bądź na stanowiska z mniejszą odpowiedzialnością , młodym dano pole do popisu- niech rządzą.
  I rządzili a raczej zarządzali – jak wydawać kasę - zaczęły się masowe szkolenia, najlepiej wyjazdowe, firma miała dużo własnych ośrodków, więc było w czym wybierać. Pamiętam takie lata, jak tylko jeden weekend spędzałam w domu a reszta to różne , nazwijmy to szkolenia wyjazdowe….
Kadra się szkoliła i … bawiła, bo firmę ( korporacja) stać było na to.

  Oczywiście były takie zdarzenia, które mogły się nie podobać, o wątpliwej jakości, ale należało o tym nie mówić, aby się nie narażać. To był taki czas dla dużego rozwoju zawodowego, b. dużej odpowiedzialności i … kasy.
  Lubiłam swoją pracę, lubiłam ludzi z którymi pracowałam, organizowałam nawet prywatne wyjazdy, najczęściej na Jasną Górę…. miłe panie, ładne ubrane, z dziećmi… sielanka.
  Ale jak wiadomo nadszedł taki czas, że polityka firmy wobec starszych wiekiem i stażem pracowników uległa radykalnej zmianie…… nie dałam rady odeszłam.

   No i co dalej?
Pominę ten czas poszukiwań, różnych pomysłów zawodowych, bo nie o tym pragnę dać świadectwo…. Tak się złożyło, że otrzymałam propozycję poprowadzenia firmy obsługującej szpital, duży szpital pod względem transportu sanitarnego i czystości.
Branża mi nieznana i o sprzątaniu w szpitalach nie miałam pojęcia - ale podjęłam się.
I szok…. musiałam do tej pracy zrekrutować około 100 pracowników, do typowych prac fizycznych.
  I tu ogarnęło mnie przerażenie - skąd wezmę ludzi do pracy? Na ogłoszenia dane do prasy i urzędu pracy zaczęli zgłaszać się ludzie….. Jacy ludzie…. i tu moja pycha poniosła druzgocącą porażkę. Bo do tej pory miałam do czynienia z innymi ludźmi, wykształconymi, ładnie ubranymi, pięknie wysławiającymi się po polsku a tu… same ludzkie nieszczęścia….

  Nigdy nie zapomnę mężczyzny który klęknął przede mną błagając o pracę przy segregacji odpadów- bezdomny, bez adresu zameldowania, głodny…….

  Każdy tam zatrudniony człowiek posiadał na swoim koncie historię na niebywały scenariusz filmowy, to kumulacja ludzkiej nędzy, grzechu, zagubienia i cierpień, niewyobrażalnych cierpień.  Większość z tych ludzi bała się o sobie mówić, nie potrafili, może się bali….   Zdarzały się historie na bakier z prawem,  zabierane całe wypłaty przez komorników, zapłakane samotne matki bez wynagrodzenia…. Coraz częściej zdarzały się mi takie dni, że z budynku nie potrafiłam wyjść, nie wiedziałam gdzie znajduje się brama. Tu zobaczyłam pierwszy raz tyle bezradności i … godzenia się z tym nieszczęściem. Tu też zobaczyłam jak ja niewiele potrafię, jak niewiele mogę tym ludziom dać. Przychodzili, opowiadali o swoim życiu, pożyczali pieniądze – raczej nie oddawali – nie mieli z czego, często uciekali w alkohol, młodsi w narkotyki…. Ludzie kategorii B.- tak o sobie mówili…..

  Tam dopiero zobaczyłam jak przez ponad 20 lat pracy w komfortowych warunkach na „wyżynach „ jestem wypaczona, przez tyle lat nie spostrzegałam takich ludzi, nie miałam z takimi ludźmi do czynienia. Owszem żebrzącym zawsze dawałam, ale już tym o których mówiono ”menele czy trole” już nie…. A ja tam miałam do pracy takich ludzi…..

  Trudna była to praca, ciągle coś ginęło, czegoś brakowało, coś się psuło… albo po wypłacie jedna trzecia nie przychodziła do pracy…. Ciężko było, bo chciałam ich traktować poważnie, aby wykazali się jakąś dozą odpowiedzialności, ale w większości nie dało się. To nie ich wina, później przychodzili potulni, przepraszali, prosili o kolejną szansę – dawałam- bo tam do pracy przychodzili właśnie tacy, problemowi ludzie, a zresztą za te pieniądze, które ta firma oferowała im za pracę – to aż dziwne że w ogóle byli chętni….

  Oni w większość bardzo pragnęli rozmowy, a ja nie mogłam za bardzo poświęcać im czasu, to była ciężka praca…..
 
  Ludzie pozostawieni samym sobie, pogardzani, wyśmiewani za swoją odmienność, może i nieudolność, niektórzy niezbyt bystrzy, zamknięci w sobie, smutni, zaniedbani. Nikomu niepotrzebni, ot ma wykonać to czy owo. Tylko nieliczni z personelu szpitala traktowali ich po ludzku. Byli tacy onieśmieleni jak zwracało się do nich per pan , pani. Pragnęli bliskości drugiego człowieka, wysłuchania, zrozumienia – zrozumienia- nie oceniania .
   To tam zrozumiałam jak płytka jest granica między bycie prezesem, dyrektorem a menelem… bardziej identyfikowałam się wtedy właśnie z tymi biednymi ludźmi, niż z jakimś innym stanowiskiem - bo jak wiadomo dyrektor, czy prezes to nie zawód… dziś jest- jutro nie ma .

   Pracowali byli dyrektorzy, czy inni dawni właściciele, którzy wszystko w różnych okolicznościach stracili - ludzie bardzo osamotnieni, opuszczenie przez rodziny – bo jak mówili – dopóki była kasa - było i zainteresowanie i miłowanie. A w upadku zostali sami. Nie chcieli słuchać o Bogu, uważali że o nich zapomniał, tracili wiarę…. A ja wtedy widziałam jak bardzo jestem do nich podobna w swojej nędzy, jak jestem bezbronna i bezradna, nie potrafiłam ich motywować do walki o samych siebie – z czasem okazało się, że ja sama potrzebuję pomocy, wsparcia.

  Pytali „ a gdzie był Bóg jak to czy tamto działo się w moim życiu ?”- pytania bez odpowiedzi - chleb daje rogi- bieda- nogi jak mówili . I tam zobaczyłam, że to powiedzenie jest prawdziwe.

  Inny świat, wcale nie daleko - bo obok nas, bieda materialna, bieda duchowa. Jak sobie z tym radzimy? Czy nadal udajemy, że problemu nie ma ?
  Pomoc Państwa? Ludzie – to bzdura i nadal mydlenie oczu społeczeństwu. Strażnicy miejscy, którzy na co dzień mają do czynienia z takim ludzkim nieszczęściem wiedzą najlepiej, że nikt nie chce być bezdomnym, bezwartościowym - to slogan, który został wbity w społeczeństwo, że większość odrzuca pomoc, bo woli tak żyć – krzyczę – to NIEPRAWDA! Każdy człowiek ma prawo do godnego życia, ma prawo do miłości i poszanowania.

  Nie odwracaj wzroku ze wstrętem od „trolla czy menela” – to nadal człowiek, to nadal Boże dziecko- to SACRUM.
  Odeszłam - kontrakt się skończył - nie chciałam przedłużenia, nie dałabym rady fizycznie dłużej ciągnąć.
  Dziś z perspektywy czasu bardzo dziękuję Panu Bogu za to doświadczenie, bo w gruncie rzeczy my wszyscy jesteśmy tacy pogubieni, poranieni, uciekający czasami w jakieś używki, takie życie bez Boga, bez wiary, bez nadziei….
  Jeszcze jedno wspomnienie z tamtego czasu – zatrudniłam pana w średnim wieku jako pomocnika sanitariusza i po kilku dniach zauważyłam, że siedzi w swoim samochodzie - takie duże kombi osobowe - i nie odjeżdża… i siedzi tak już kilka godzin po dyżurze. W końcu dowiedziałam się, że ten człowiek mieszka w tym aucie, a nie odjeżdża bo nie ma gdzie i bak pusty….
  To wtedy zaczęłam z Panem Bogiem targowanie się……
Panie Boże bądź uwielbiony za wszystkie działania w moim życiu…. Chwała Ci Panię.      
    28.01.2017                          
                                       EKS

2 komentarze:

  1. Elu,

    Dziękuję za Twoje świadectwo. Jest mi bardzo bliskie. W mojej pracy, która związana jest z poznawaniem różnych firm i osób doświadczam również wielu kontrastów. Jednego dnia jestem w salonie ekskluzywnych samochodów, gdzie błysk lakieru i ilość zer w cenie powoduje zawrót głowy, po czym tego samego dnia jestem na szpitalnym oddziale i pokazują mi sprzęt podtrzymujący życie chorych noworodków, którym właściwie już nikt nie daje szansy.Widzę ludzi z zachwytem spoglądających na piękne auta i widzę rodziców patrzących na swoje umierające nowonarodzone dzieci.Odbieram to jako wielką lekcję pokory od Pana Boga i bardzo mu za to dziękuję.
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje za swiadectwo.Daje duzo do przemyslenia.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.