Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

14.08.2016

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię” (Łk 12, 49).

   
  Perykopa ewangeliczna, którą Liturgia Kościoła proponuje nam na XX Niedzielę zwykłą, jest kontynuacją mowy Jezusa, wzywającego nas do radykalizmu ewangelicznego, wyrażonego w postawie czuwania. Nie polega ono na biernym oczekiwaniu na powrót Pana, który może nastąpić w każdym momencie, lecz przeciwnie, jest procesem – by posłużyć się słowami św. Pawła – przyoblekania się w Pana Jezusa Chrystusa (por. Rz 13, 14), czyli mówiąc bardziej precyzyjnie, mając na uwadze fakt, że wyznając wiarę w Jezusa dokonaliśmy tego aktu, o którym św. Paweł pisze: „boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3, 9-10), musimy teraz ze wszystkich sił starać się osiągnąć doskonałość chrześcijańską, na wzór naszego Mistrza: „Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni!” (Kol 3, 12-15).

  Dzisiejsza perykopa jest wyjątkowa, ponieważ stanowi niejako pełną emocji dygresję Pana Jezusa, znajdującą się między wezwaniem do pełnego owoców oczekiwania na Jego przyjście, a pełnym goryczy wyrzutem, jaki Chrystus czyni swoim słuchaczom, że są ślepi duchowo i nie potrafią rozpoznać czasu ich nawiedzenia. „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę (gr. thelo), żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki (synechomai), aż się to stanie” (Łk 12, 49-50).

 W tych dwóch poruszających wersetach Jezus jednocześnie zdefiniował naturę swojej misji i odkrył głębie uczuć, które płonęły, niczym wspomniany ogień, w Jego Najświętszym Sercu. W Ewangelii św. Łukasza, która jest określana mianem Ewangelii pokoju (wystarczy wspomnieć słowa „zastępów niebieskich”: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2, 14)), temat ognia występuje w trzech okolicznościach. Pierwszy mówi o nim św. Jan Chrzciciel, wzywając do nawrócenia w oczekiwaniu na rychłe nadejście Mesjasza: „On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Łk 3, 16-17). Według świętego kuzyna Jezusa, Mesjasz w mocy Ducha Świętego dokona sądu: ci, którzy zdążą zejść z drogi grzechu i wydać owoce nawrócenia będą oszczędzeni, pozostali zostaną potępieni i na będą cierpieć wieczne męki w płomieniach. W tym kontekście ogień jest wyrazem Bożego gniewu i Bożej sprawiedliwości. Podobnie możemy rozumieć znaczenie ognia, jaki dają mu synowie Zebedeusza, wściekli na Samarytan, którzy nie wpuścili Zbawiciela do swojego miasta: „Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?» Lecz On odwróciwszy się zabronił im” (Łk 9, 53-55). Jezus nie chce, aby ogień z nieba, czyli moc Boża, był instrumentem w ręku oślepionych gniewem, porywczych uczniów. Jego rozumienie ognia z nieba wyraża to, co wydarzyło się w dzień Pięćdziesiątnicy: „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2, 2-4). Ogień Jezusa to dar Ducha Świętego, osobowa Miłość Boga, która niesie zbawienie każdemu, kto uwierzy, że Mistrz z Nazaretu jest odwiecznym Słowem Boga, Jego Jednorodzonym Synem.

  Opowiadając uczniom o swoim powtórnym przyjściu, Jezus ma na uwadze wydarzenie, które owo przyjście poprzedza i umożliwia: swoją rychłą śmierć na krzyżu. To właśnie ta niewypowiedziana, krwawa męka jest chrztem, który Jezus ma przyjąć, a którego zapowiedzią  był chrzest janowy w nurtach Jordanu. Właśnie dlatego, że chrzest Zbawiciela był chrztem paschalnym, św. Paweł pisze o naszym zjednoczeniu z Panem, w Jego męce i Zmartwychwstaniu: „Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6, 3-4). Przybity do krzyża, Jezus ponownie, zanim przebiła je włócznia rzymskiego żołnierza, otworzył swoje serce przed otaczającym Go, wrogim Mu tłumem: „ Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę» (gr. dipso). Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19, 28-30). Z pewnością to nie octu pragnął Zbawiciel w ostatniej chwili swojego ziemskiego życia, lecz tego pożaru serc i dusz, jaki miał wkrótce rozniecić Duch Święty, którego razem ze swoją duszą konający Chrystus oddał w ręce ukochanego Ojca. Jakże inny jest jezusowy Ogień - Miłość od starotestamentalnego ognia Bożego gniewu, który spalił  Sodomę i Gomorę: „Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy Lot przybył do Soaru. A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana <z nieba>. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność” (Rdz 19, 23-25). Prawdziwe Słońce, które wstąpiło ku niebu po krzyżu Golgoty, niesie zbawienie, o którym prorokował Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela: „Jego ludowi dasz poznać zbawienie [co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju»” (Łk 1, 77-79). Kiedy z przebitego boku Jezusa wypłynęła krew i woda, dając początek Kościołowi świętemu, zaczęła się wypełniać obietnica, którą Pan złożył uczniom: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32). Mowa tu o tych wszystkich, którzy uwierzyli w Jezusa i poszli za Nim, jak komentuje św. Jan wydarzenia, które miały miejsce w Ogrójcu, w trakcie pojmania Jezusa: „Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie?» Oni zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!» Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: «Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś»” (J 18, 7-8), odnosząc się do eucharystycznej mowy Mistrza: „Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 37-40). Zatem, nie sposób zrozumieć czym jest ów ogień i chrzest, o którym mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii, jeżeli nie uświadomimy sobie, że to właśnie krzyż Chrystusa jest przestrzenią, a straszliwe godziny konania są czasem szczególnego objawienia Miłości Ojca, który „okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8), a jednocześnie prawdziwej natury Syna: „Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8, 28-29). Objawienia, które dopełni się w Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Zaś tą więzią, która sprawiała, że Jezus nie był nigdy sam, lecz zawsze odczuwał obecność ukochanego Tatusia był właśnie Duch Święty, który zstąpił na Niego po chrzcie udzielonego Mu przez Jana, a którego Zmartwychwstały posłał na Apostołów oraz Maryję,  i nadal posyła jako Pocieszyciela i Nauczyciela, by prowadził Jego Kościół, przez historię, aż do Jego powtórnego przyjścia w chwale.

  Ogień Miłości Bożej – to on rozpalał i niejako „pożerał” serce Jezusa i Nim Zbawiciel pragnął podzielić się z całą ludzkością, począwszy od swoich pobratymców, żydów. To pragnienie wiązało się z udręką (gr. synechomai), o której Psalmista powie, opisując prześladowania znoszone dla chwały Boga: „Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie i hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym i cudzoziemcem dla synów mej matki. Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera i spadły na mnie obelgi uwłaczających Tobie. Trapiłem siebie postem, a spotkały mnie za to zniewagi. Przywdziałem wór jako szatę i pośmiewiskiem stałem się dla tamtych” (Ps 69, 8-12). Źródła tego pragnienia / udręki Chrystusa należy upatrywać w drugim wezwaniu Modlitwy Pańskiej: „Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie” (Mt 6, 10). Jezus wprawdzie ustanowił królestwo Boże na ziemi: „A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże” (Łk 11, 20), jednak pragnie aby jak najszybciej zapanowało ono w sercach wszystkich ludzi, a to może dokonać się dopiero po Jego Śmierci i Zmartwychwstaniu, w ogniu Ducha  Świętego, który napełni Jego Apostołów mocą niezbędną dla owocnego głoszenia Dobrej Nowiny. Jednak Jezus wiedział, że nie każdy człowiek otworzy się na dar wiary, dlatego oświadczył swoim uczniom: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam (gr. diamerismon). Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej»” (Łk 12, 51-53). Mówiąc o podziale w rodzinach, Jezus chciał pokazać z jednej strony jak wielka jest moc głoszonego Słowa, skoro zdolna jest przeważyć nad niezwykle silnymi więzami rodzinnymi, z drugiej zaś ukazuje głębię i niszczącą moc tych podziałów, wyzwalającą w ludziach żądzę zabijania, która nie omija najbliższej rodziny: „Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia” (Mk 13, 12). W Ewangelii św. Łukasza ten podział ukazany jest tylko w linii pokoleniowej: Dobrą Nowinę odrzucą osoby reprezentujące starsze pokolenie, symbolizujące ludzi zakorzenionych w tradycjonalistycznym rozumieniu Prawa i Proroków, niezdolnych do zerwana ze starym postrzeganiem Boga, oraz do otwarcia się na łaskę wiary; do „zaryzykowania wszystkiego” dla Jezusa. Takie osoby, przekonane o własnej nieomylności, bez względu na wiek, będą uciekać się do przemocy w imię Boga.

  Jezus, aby podkreślić absolutny priorytet, który dla ucznia powinno mieć szerzenie królestwa Bożego nad wszystkimi innymi sprawami, oraz pierwszeństwo relacji z Panem Bogiem nad każdą relacją międzyludzką, porównuje je właśnie do tego, co zdawałoby się być najcenniejsze, to znaczy do relacji rodzinnych: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14, 26-27). Zbawiciel sam daje nam tego przykład: „Wtedy przyszli do Niego Jego Matka i bracia, lecz nie mogli dostać się do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: «Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą». Lecz On im odpowiedział: «Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je»” (Łk 8, 19-21). To właśnie ów radykalizm ewangeliczny uczniów, który nijak się ma do pogwałcenia przykazania szacunku dla rodziców i w żaden sposób nie stanowi zagrożenia dla miłości rodzinnej, lecz każe w każdym aspekcie naszego życia realizować polecenie Mistrza z Nazaretu: „Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33), powoduje, że poprawne, a nawet głębokie relacje międzyludzkie, w tym te najintymniejsze, rodzinne stają się niejednokrotnie dla autentycznego chrześcijanina prawdziwym krzyżem.

  Źródłem pewności, że właśnie taka postawa jest właściwa w oczach Boga, jest determinacja Chrystusa, który świadom licznych tragedii i męczeństwa jakie czekają Jego uczniów , nie waha się przed wezwaniem ich do głoszenia Dobrej Nowiny. Mimo, że – jak sam twierdzi – daje On światu rozłam, to rzeczywistym autorem podziału jest diabeł, który niszczy dzieło Siewcy i w miejsce Słowa Miłości i Życia sieje kąkol nienawiści i śmierci. Święty Paweł wyjaśnia nam tę tajemnicę, odwołując się do podziału ludzi na tych, którzy szukają usprawiedliwienia w wypełnianiu Prawa, pokładając nadzieję na zbawienie w swoim skrupulatnym przestrzeganiu nakazów Pisma, a zatem reprezentują swoistą doktrynę „samozbawienia” oraz tych, dla których źródłem zbawienia jest Chrystus, a dokonuje się ono poprzez wiarę w Niego i pełną ufność w Jego Słowo: „A jeżeli to, że szukamy usprawiedliwienia w Chrystusie, poczytuje się nam za grzech, to i Chrystusa należałoby uznać za sprawcę grzechu. A to jest niemożliwe. A przecież wykazuję, że sam przestępuję [Prawo], gdy na nowo stawiam to, co uprzednio zburzyłem. Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 17-21).  

  Zatem dla tych, którzy przyjęli łaskę Bożą i codziennie starają się żyć według nauki płynącej z krzyża naszego Pana, należą do Niego i – jakkolwiek staroświecko by to nie zabrzmiało w uszach ludzi poddanym mądrości tego świata – „ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami”. Poznać to można po owocach ich życia, gdyż „współpraca” z Duchem Bożym przynosi konkretne efekty, którymi są: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22). Analogicznie, ludzie, którzy odrzucają łaskę Chrystusa i bez względu na to, czy są wierzącymi, niedowiarkami czy ateistami, żyją praktycznie jakby Boga nie było, wydają owoce życia według ciała: „nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne” (Ga 5, 19-20). Dla nich bowiem, o ile się nie nawrócą, ogień, który rzucił Jezus, stanie się zwiastunem i gwarantem tego „ognia nieugaszonego” (por. Mk 9, 43nn), gdyż jak uczy nas św. Paweł: „ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą” (Ga 5, 21).    
                                                                
                                                                    Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.