Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

31.07.2022

... Komu więc przypadnie to, co przygotowałeś? Łk. 12,20

 

 

W czytaniach na XVIII Niedzielę Kościół zaprasza nas do otwarcia serc i umysłów na tajemnicę Bożej mądrości, szczególnie w tym jej aspekcie, który dotyczy naszego stosunku do dóbr materialnych. Jezus uczy nas dziś, że są one – w naszej codziennej drodze do Boga – narzędziem, które jak każde inne, może stać się okazją do czynienia dobra i zła, dla naszego zbawienia i potępienia.

   Dwunasty rozdział Ewangelii św. Mateusza rozpoczyna się nauką, jaką Pan kieruje do swoich uczniów, zwanych w dalszej części „przyjaciółmi”. Ten serdeczny, bezpośredni stosunek Jezusa do swoich uczniów jest cechą wyróżniającą Go spośród innych rabbich, prowadzących działalność w ówczesnej Palestynie. Jezus mówi wyraźnie w Ewangelii św. Jana: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15, 12-16).


  Bycie uczniem Jezusa jest zatem czymś absolutnie innym od bycia uczniem Hillela, Szammaja, czy innego żydowskiego mistrza. Pierwszą, ważną różnicą jest ta, że to Jezus wybiera i powołuje swoich uczniów. Podczas, gdy powszechnym zwyczajem było wyszukiwanie sobie przez uczniów rabbich, którym służyli i od których pobierali naukę, Jezus sam wybiera sobie uczniów i zaprasza ich do pójścia za sobą. Prawo to dotyczy „wstępnego powołania”: „Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mk 1, 16-18), jak również wybrania z pośród wielu uczniów Dwunastu, którzy staną się, z Piotrem na czele, ostoją Kościoła: nowej wspólnoty królestwa Bożego: „Potem wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego” (Mk 3, 13). Nie ma zatem żadnej zasługi z naszej strony w byciu powołanym do naśladowania Chrystusa: to On wchodzi w naszą codzienność i woła nas, abyśmy porzucili wszystko, co zajmowało w niej dotąd miejsce należne Bogu, i dali się poprowadzić ku Jerozolimie, gdzie czeka nas ostateczne wypełnienie naszego losu - powołania.


   Najważniejszą cechą łączącą Jezusa z Jego uczniem jest ta, że uczeń jest przede wszystkim umiłowany. To właśnie miłość Chrystusa uprzedza powołanie, jest mocą wzrastania ucznia i stanowi jego największą nagrodę. Z doświadczenia tej miłości jak najbardziej konkretnej, którą doskonale symbolizuje przebite włócznią serce Jezusa, rodzi się prawdziwa mądrość ucznia – przyjaciela, która jest mądrością krzyża. Być uczniem to znaczy – posługując się drogim Panu porównaniem do winnego krzewu – wrastać w Chrystusa i wrastać z Chrystusem; pozwolić aby płynęła w nas życiodajna, uświęcająca limfa odwiecznej Miłości łączącej Ojca i Syna. To intymne zjednoczenie z Nauczycielem jest możliwe jedynie wówczas, gdy pozwolimy, aby Duch Święty dokonał w nas głębokiej przemiany, w następstwie której zaczniemy myśleć jak Jezus, spoglądać na świat Jego oczyma i postępować jak On; kiedy dobrowolnie przyjmiemy Jego los i będziemy codziennie „dawać życie za przyjaciół swoich”, głosząc królowanie Boże nad tym światem, który „bardziej umiłował ciemność”.

   Przemawiając do swoich przyjaciół, Jezus wprowadza ich w tajemnicę Bożej Opatrzności, w której wszystkie rzeczy ukazują się we właściwej perspektywie. Nawet lęk przed śmiercią ciała ustępuje lękowi przed Szatanem i wiecznym potępieniem. Dla chrześcijanina priorytetem staje się całkowite poświęcenie powołaniu, o którym Zbawiciel powiedział: „Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33).

   Z tej perspektywy możemy czytać dzisiejszą perykopę. „Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem». Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?»” (Łk 12, 13-14). Nie wiemy, czy żądanie anonimowego słuchacza Jezusa jest zasadne, czy nie. Według Prawa żydowskiego starszemu synowi należała się podwójna część spadku, być może brat rozmówcy Jezusa nie uszanował Prawa i go skrzywdził. Jednak, podobnie jak ma się do również dzisiaj, sprawy spadkowe były często źródłem nienawiści i podziałów między najbliższymi członkami rodziny, które ciągną się latami, a nawet do śmierci. Jezus, we właściwy sobie sposób, stanowczo odmawia rozmówcy zajęcia stanowiska w tym sporze. Nie po to został posłany przez Ojca, aby być „sędzią albo rozjemcą ” (gr. kriten e meristen) w sprawach dotyczących majątku. Szczególnie interesujący jest drugi zwrot, ponieważ greckie słowo „meristes”, które można przetłumaczyć jako „arbiter, rozjemca”, dosłownie oznacza „rozdzielacz”. Jezus nie chce być tym, który niczym sędzia rozdziela i odsyła do narożników bokserów, którzy zapomnieli się w swojej zaciekłości. Często między roz-dzieleniem i dzieleniem istnieje cienka granica, zaś dzielenie to domena diabła, o czym świadczy nawet jego imię, którego „etymologiczny rdzeń implikuje element podziału i oddalenia, wyrażony zarazem przez zaimek dia (połączony z czasownikiem wskazuje na podział, przeciwstawienie, rywalizację) i czasownik ballo rzucam coś, nie przejmując się gdzie upadnie)” (O. R. Talmelli, L. Regolo „Diabeł”). Tymczasem działanie Pana Jezusa jest całkowicie odmienne, jak pisze św. Paweł: „On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch [rodzajów ludzi] stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (Ef 2, 14-16). Jezus nie dzieli, nie separuje, lecz godzi zwaśnione strony, uzdrawiając lekarstwem swojej boskiej krwi ludzkie serca z chorób, o których pisał św. Jan: „Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata” (1 J 2, 16).  Istnieje tylko jeden rodzaj podziału, który – choć nie jest wolą Chrystusa – stanie się udziałem ludzkości. Jest to podział na tych, którzy będą głosić Jego Dobrą Nowinę o królowaniu Boga i tych, którzy uznając ją za bluźnierstwo przeciw Bogu, będą uciekać się do zbrodni, aby ją zniszczyć: „Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13, 12-13).

   Tym niemniej Jezus nie pozostawia swojego rozmówcy bez odpowiedzi. Wynosząc całą sytuację na wyższy poziom i wychodząc od tego konkretnego przypadku, przekazuje swoim słuchaczom uniwersalną prawdę o hierarchii wartości i mądrość życiową, która prowadzi do zbawienia. „Powiedział też do nich: «Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości (gr. pleonexias), bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia»” (Łk 12, 15). W podobnym duchu Jezus już wcześniej zadał uczniom pytanie: „Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?” (Łk 9, 25). Chciwość, a nawet zbytnie, nieuporządkowane przywiązanie do rzeczy materialnych, czyli mamony (aram. własność) jest śmiertelnym zagrożeniem dla zbawienia, ponieważ niejako detronizuje Boga, sadzając na Jego miejscu własne „ja”, nieustannie dręczone przez mniej lub bardziej wydumane potrzeby. Taki człowiek, skupiony na samym sobie, staje się coraz bardziej głuchy na Słowo Boże i na potrzeby bliźniego, i w rezultacie traci zdolność kochania, pogrąża się w egoizmie oraz złudnym poczuciu samowystarczalności. Bóg przestaje mu być potrzebny, moralność staje się uciążliwym dziwactwem. Wkrótce osiąga on stan, który Psalmista opisuje następująco: „Mówi głupi (hebr. nabal) w swoim sercu: "Nie ma Boga". Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nie ma takiego, co dobrze czyni” (Ps 53, 2). Przypowieść o bogaczu, którą Pan Jezus opowiada w dalszej części dzisiejszej perykopy, jest ilustracją tego tragicznego procesu upadku człowieka będącego niewolnikiem własnego powodzenia i bogactwa: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” (Łk 12, 16-19). Cała historia zdaje się być pochwałą dla ludzkiej przedsiębiorczości. Nawet natura zdaje się sprzyjać obszarnikowi. A skoro natura, to przecież i Jej Stwórca. Kilkanaście wieków później protestant Kalwin dojdzie do wniosku, że „głównym zadaniem człowieka są praca i bogacenie się. Związane jest to z doktryną predestynacji, zgodnie z którą człowiek nie ma wpływu na swoje zbawienie, a jedynie na podstawie stanu swojej zamożności może „zgadywać”, czy należy do zbawionych, czy nie” (M. Ziętek „Ekonomia, etyka…” w: www.dystrybucjonizm.pl). Tymczasem w całej tej historii rozbrzmiewa głęboko fałszywa nuta, która sprawia, że zamiast cieszyć się z posiadaczem ziemskim czujemy do niego niechęć. Otóż wszystko zdaje się krążyć wokół niego: jemu pole dobrze obrodziło; on nie ma gdzie pomieścić zbiorów: on zburzy swoje stare spichlerze; do większych, które zbuduje, zgromadzi całe (swoje) zboże i swoje dobra. Wreszcie, polecenie odpoczywania, jedzenia, picia i używania kieruje on wyłącznie do siebie. Bogaty obszarnik jest niczym czarna dziura, która przyciąga i łapczywie wchłania wszelkie światło, przemieniając je w ciemność. W postępowaniu bogacza nie ma dialogu z Bogiem, ani z człowiekiem; brak w nim również wdzięczności dla Stwórcy wyrażonej modlitwą i miłosierdziem okazanym bliźniemu. Posiadacz ziemski, któremu zdaje się, że dzięki swojej przedsiębiorczości właśnie osiągnął pełnię życia, w rzeczywistości jest martwy duchowo i mówiąc bez ogródek, jest głupi. Tak, właśnie mówi o nim Wszechmogący, w przypowieści Pana Jezusa: „Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze (gr. Aphron), jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem»” (Łk 12, 20-21). Nieoczekiwana puenta przypowieści musiała być nieobca słuchaczom Chrystusa, którzy z pewnością pamiętali Psalm 49 i słowa: „Nie obawiaj się, jeśli ktoś się wzbogaci, jeżeli wzrośnie zamożność jego domu: bo kiedy umrze, nic z sobą nie weźmie, a jego zamożność nie pójdzie za nim. I chociaż w życiu sobie pochlebia: «Będą cię sławić, że dobrześ się urządził», musi iść do pokolenia swych przodków, do tych, co na wieki nie zobaczą światła. Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną” (Ps 49, 17-21). Głupota bogacza opisanego w przypowieści i psalmie wynika stąd, że w swoich kalkulacjach nie wziął pod uwagę najważniejszej prawdy, że życie człowieka należy do Boga, i to właśnie On decyduje o początku i końcu naszego ziemskiego pielgrzymowania: „Bo wszystkie dni nasze płyną pod Twoim gniewem; kończymy nasze lata jak westchnienie. Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt; a większość z nich to trud i marność: bo szybko mijają, my zaś odlatujemy” (Ps 90, 9-10). Dlatego Psalmista prosi Boga: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca” (Ps 90, 12). To właśnie tej mądrości serca zwykle brakuje bogaczom, którzy z gromadzenia dóbr materialnych czynią cel swojego życia. Tymczasem Pan uczy nas innej zapobiegliwości, która okaże się pożyteczna, gdy staniemy na progu śmierci: „Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 20).

   Jezus, który jest realistą i wie, że zawsze będą bogaci i biedni, jak sam powiedział: „Bo ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie, możecie im dobrze czynić” (Mk 14, 7), wskazuje również tym pierwszym, w przypowieści o obrotnym rządcy, drogę ratunku: „Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków” (Łk 16, 9), chociaż podkreśla jednoznacznie: „Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie»” (Łk 16, 13). Drastyczne słowa Chrystusa, że „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego»” (Mk 10, 25), dla Jego uczniów znaczyły tyle, że Bóg zamknął bramy zbawienia przed bogatymi. Tymczasem ich zwątpienie wyrażone pytaniem: „«Któż więc może się zbawić?»” (Mk 10, 26) jest dla Chrystusa okazją dla wypowiedzenia jednego z najwspanialszych zdań w całej Ewangelii: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe»” (Mk 10, 27). Dla Boga nie ma bowiem tak wielkiego grzechu, którego nie przewyższyło by Jego miłosierdzie, oraz tak tragicznej i rozpaczliwej sytuacji, w której nie mógłby się On okazać w pełni Zbawicielem.

   Tym niemniej należy zawsze pamiętać, że konsekwencją relatywizacji i lekceważenia kary wiecznego potępienia, która grozi bogaczom zamykającym się w skorupie egoizmu na potrzeby bliźnich, może być gorzka niespodzianka, jaka spotkała bogacza z innej przypowieści Jezusa. Jest ona interesująca również dlatego, ze Mistrz z Nazaretu zestawia w niej los bogatego i biedaka: „Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie” (Łk 16, 19-23). Dla Jezusa sam fakt, że pod bokiem bogacza mógł żyć i cierpieć drugi człowiek jest wystarczającym powodem dla potępienia tego pierwszego. Szczególnie, że Objawienie Boże wystarczająco jasno ostrzega przed konsekwencjami takiej bezduszności, według słów Abrahama z przypowieści: „Odpowiedział mu: "Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą"»” (Łk 16, 31). Co Bóg myśli na temat takiego postępowania czytaliśmy powyżej w Psalmie 49, natomiast w Psalmie 112 Autor natchniony ukazuje nam, że dobrobyt może rzeczywiście być błogosławieństwem, o ile idzie za nim życie w autentycznym posłuszeństwie woli Bożej: „Szczęśliwy mąż, który się boi Pana i wielkie upodobanie ma w Jego przykazaniach. Potomstwo jego będzie potężne na ziemi: pokolenie prawych dozna błogosławieństwa. Dobrobyt i bogactwo będzie w jego domu, a sprawiedliwość jego przetrwa na zawsze. Wschodzi w ciemności jako światło dla prawych, łagodny, miłosierny i sprawiedliwy. Dobrze się wiedzie mężowi, który lituje się i pożycza, postępuje w swych sprawach uczciwie. Na pewno się nie zachwieje; sprawiedliwy będzie w wiecznej pamięci. Nie będzie się lękał niepomyślnej nowiny; mocne jego serce, zaufało Panu. Serce jego stateczne lękać się nie będzie, aż z góry spojrzy na swych przeciwników. Rozdaje - obdarza ubogich, sprawiedliwość jego będzie trwała zawsze; potęga jego wzmoże się ze sławą” (Ps 112, 1-9).

   Dla uczniów Chrystusa, od których zacząłem to rozważanie, postępowanie opisane przez Psalmistę jest niewystarczające, ponieważ Jezus chce, aby poszli „na całość”. W przypowieści o bogatym młodzieńcu, z ust tego ostatniego pada znamienne pytanie: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?” (Mt 19, 16), z którego wywiązał się bardzo pouczający dialog: „Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!» Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mt 19, 17-22). Dla bogatego młodzieńca osiągnięcie życia wiecznego było związane z realizacją powołania do radykalnego naśladowania Pana i do podążania za Nim ścieżkami, które wiodły Go do Jerozolimy. Ponieważ każdy z nas otrzymał osobiste powołanie i z woli Bożej piastuje niepowtarzalną funkcję w mistycznym Ciele Chrystusa, czym innym jest dla niego doskonałość, do której zaprasza go Bóg. Interesującą interpretację historii bogatego młodzieńca daje nam niemiecki kapłan, egzegeta Nowego Testamentu, Gerhard Lohfink: „Wszystko to stanie się jeszcze jaśniejsze, jeśli poważnie potraktujemy słowo kluczowe interpretacji Mateusza. Za słowem „doskonały” kryje się hebrajskie słowo tamim. Tamim oznacza „cały”, „niepodzielony”, „zupełny”, „nienaruszony”, „zdrowy”. Być doskonałym w sensie biblijnym nie oznacza zatem perfekcji, lecz życie wobec Boga w sposób zupełny i niepodzielny. Bogacz nie włączył swojego majątku do relacji z Bogiem i dlatego Jezus wymaga od niego czegoś „więcej”. Jezus pragnie jego „całości”. Owa „całość” nie jest z pewnością przywilejem uczniów. Uboga wdowa, która ofiarowuje jeden grosz, daje wszystko, co ma, w przeciwieństwie do bogaczy, którzy oddają świątyni tylko część ze swego zbytku. Wdowa w całości oddaje to, co posiada (Mk 21,41-44). „Całość” jest u każdego człowieka inna. Dla jednego może to oznaczać pozostawienie wszystkiego. Dla innych będzie to pozostanie w domu i oddanie tego domu do dyspozycji posłańców Jezusa. Dla jeszcze innych może będzie to tylko wręczenie kubka zimnej wody przechodzącym uczniom. Każdy, kto „w całości” żyje dla swojego powołanie, żyje „doskonale” (G. Lohfink, „Jezus z Nazaretu…”).
                                                                

                                                                      Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.