Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

1.07.2018

„Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5, 36).


Perykopa ewangeliczna, którą rozważamy podczas dzisiejszej Liturgii Słowa objawia nam Jezusa, jako Tego, który mocą Ducha Świętego zwycięża choroby i śmierć, będące następstwem grzechu pierworodnego, do którego diabeł skłonił naszych prarodziców, jak czytamy w Księdze Mądrości: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (Mdr 2, 23-24). Uzdrowienia i wskrzeszenia zmarłych, których Jezus dokonywał podczas swojej publicznej działalności były znakiem nastania Bożego królowania na ziemi. Uobecniło się ono we Wcieleniu Syna Bożego – oczekiwanego Mesjasza, który odpowiedział na pytanie Jana Chrzciciela, czy jest Tym, który miał przyjść:Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi” (Łk 7, 22-23).
Historia uzdrowienia kobiety cierpiącej od dwunastu lat na krwotok i wskrzeszenia córki Jaira, jednego z przełożonych synagogi, stanowią niezbity dowód na prawdomówność Jezusa, który wskazuje na siebie jako na oczekiwanego Mesjasza i Zbawiciela świata, odnosząc do siebie słowa proroctwa Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana” (Łk 4, 18-19).
Duch Święty będący Osobą – Miłością Ojca do Syna i Syna do Ojca, zatem istotą natury Boga, który jest Miłością (por. 1 J 4, 8), zstąpił na Jezusa po Jego chrzcie w Jordanie, napełnił Go i prowadził, dlatego wszystko, co Zbawiciel uczynił było dokonanym w mocy Parakleta objawieniem Boga Ojca jako miłośnika życia (por. Mdr 11, 26), który posłał swojego Syna, nakazując Mu „wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić” (Mk 3, 27). Sprzętem Szatana były grzech, choroba i śmierć. Bronią Syna Bożego było posłuszeństwo Ojcu, które wyraziło się we Wcieleniu – kenozie, czyli Jego ogołoceniu się, przyjęciu postaci sługi, uniżeniu się i posłuszeństwu aż do śmierci krzyżowej (por. Flp 2, 7-8). Ta „słabość” przyobleczonego w ludzką naturę Słowa stała się przestrzenią wypełnioną przez wszechmoc Boga, który nie dał Świętemu Swemu ulec skażeniu (por. Dz 2, 27), lecz „wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2, 24), po czym „Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię” (Flp 2, 9). Dlatego wszelkie dzieła Bożego miłosierdzia dokonane przez Jezusa wobec „ubogich” tego świata, szczególnie zaś wskrzeszenia zmarłych, należy postrzegać w szerszej perspektywie jako antycypację Zmartwychwstania Chrystusa i Jego definitywnego zwycięstwa nad „piekłem, śmiercią i Szatanem”. Na mocy sakramentu chrztu do uczestnictwa w triumfie Zbawiciela wezwani są wszyscy, którzy w Niego uwierzą i zechcą zanurzyć się w Jego Paschę (por. Rz 6, 1-11).
Wiara bowiem otwiera nas na zbawcze i uświęcające działanie Boga Ojca, którzy poprzez nasze posłuszeństwo Synowi prowadzi nas w mocy Ducha Świętego „z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1 P 2, 9), abyśmy jako lud Boży stali się tymi, „którzy miłosierdzia doznali” (1 P 2, 9). Wiara jest darem, który wobec bliskiej perspektywy śmierci najbliższej osoby dała zwierzchnikowi synagogi siłę do czynu w innych okolicznościach niewyobrażalnego: „Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg (gr. piptei pros tous podas autou) i prosił usilnie: «Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim (gr. apelthen met autou, dosł. odszedł z nim), a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał” (Mk 5, 24). Padając do stóp Jezusa, znienawidzonego przez faryzeuszów i zwolenników Heroda do tego stopnia, że naradzali się jak Go zabić (Mk 3, 6), oraz uważanego przez uczonych w Piśmie za sługę Belzebuba (por. Mk 3, 22), Jair w imię miłości do dziecka postawił na szalę swoją pozycję społeczną, wszystko, co dotąd osiągnął, a nawet zbawienie pojęte w kategoriach faryzejskiej kazuistyki. Dlatego Jezus, zawsze powolny działaniu Ducha Świętego, okazał się być „bezbronny” wobec jego żarliwej prośby, i „odszedł z nim”, przede wszystkim duchowo, od tłumu, który wprawdzie „szedł za nim i zewsząd na Niego napierał”, ale nie było w nim wiary zbliżonej wielkością do wiary zwierzchnika synagogi.
Wyjątek stanowiła cierpiąca na krwotok kobieta, której historię Ewangelista Marek wkomponował w opowieść o wskrzeszeniu córki Jaira. Nieznana z imienia niewiasta była niczym martwa za życia i jej status społeczny praktycznie niewiele różnił się od statusu osoby chorej na trąd: „Chorobę tej kobiety traktowano tak, jakby bez przerwy miała miesięczne krwawienie. Stan ten powodował, że według Prawa była stale rytualnie nieczysta (Kpł 15, 25-28) – do problemu natury fizycznej dołączył się więc problem społeczny i religijny. (…) Gdy niewiasta dotknęła kogoś lub jego szat, czyniła go rytualnie nieczystym przez resztę dnia (por. Kpł. 15, 26-27). (…) Niewiasta nie mogła więc dotykać innych, ani być przez nich dotykana – była więc przypuszczalnie rozwódką lub nigdy nie wyszła za mąż i żyła na marginesie żydowskiego społeczeństwa” (Craig S. Keener „Komentarz historyczno – kulturowy do Nowego Testamentu”, s. 92).
Nie zważając na grożące jej poważne konsekwencje karne, chora kobieta posunęła się do czynu iście desperackiego: „Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: «Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa». Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego” (Mk 5, 27-30). Niezłomna wiara chorej na krwotok niewiasty była darem Ducha Świętego. On też obdarzył ją odwagą, by wbrew literze Prawa wejść w tłum i dotknąć szaty Nauczyciela, czyniąc Go w ten sposób nieczystym. Dowodem na to jest fakt, że uzdrawiająca moc wyszła z Jezusa niejako poza Jego przyzwoleniem. Swoistym katalizatorem uleczenia kobiety jest jej niezachwiana wiara w uzdrawiającą moc Jezusa. To w zupełności wystarczyło Duchowi Świętemu, by uwolnić ją od wieloletniej choroby, która – według litery Prawa – odbierała jej godność córki Abrahama. W rzeczywistości nigdy godności tej nie utraciła, ponieważ jej fundamentem jest odwieczna miłość Boga do swojego ludu, jak głosił prorok Jeremiasz: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość” (Jr 31, 3). Jezus przyszedł jako Mesjasz w mocy Ducha Pańskiego, który na Nim spoczął, aby przywrócić wszystkim Izraelitom utraconą godność dzieci Bożych, oraz przypomnieć im pierwotny sens Prawa, którego syntezą jest miłość do Boga i do bliźniego (por. Mt 22, 34-40).
Aby proces uzdrowienia kobiety został dopełniony, potrzebne było jej spotkanie z Jezusem i wyznanie prawdy. Dlatego Pan „rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim (gr. prosepesen auto) i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!»” (Mk 5, 32-34). Uzdrowienie bowiem jest znakiem wskazującym na zbawcze działanie Trójcy Przenajświętszej, które obejmuje całego człowieka stworzonego do pełnego zjednoczenia z Bogiem Ojcem przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym, o co modli św. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan: „Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona” (1 Tes 5, 23-24).
Podobnie jak wobec kobiety uzdrowionej z trwającego dwanaście lat krwotoku, również w przypadku ciężko chorej dwunastoletniej córki Jaira Jezus koncentruje się na swojej zbawczej misji, nie zważając przy tym na obowiązek zachowania czystości rytualnej, z którego  wynikał zakaz dotykania zmarłego, a za taką mieli dziewczynkę ludzie przebywający w domu przełożonego synagogi.
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?» Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: «Nie bój się, wierz tylko!». I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: «Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: "Dziewczynko, mówię ci, wstań!" Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.” (Mk 5, 35-43).
Jezus przyrównuje śmierć biologiczną do snu. Znamienna jest w tym kontekście Jego rozmowa z uczniami na temat chorego brata Marii i Marty: „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić». Uczniowie rzekli do Niego: «Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje». Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: «Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego!»” (J 11, 11-15).  Prawdziwą śmiercią jest dla Zbawiciela ta, jaką zadaje zły duch, „który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10, 28). Chodzi tu o wieczne odłączenie od Boga będącego źródłem wszelkiego życia i szczęścia. Apokalipsa pisze o niej: „A Śmierć i Otchłań wrzucono do jeziora ognia. To jest śmierć druga - jezioro ognia” (Ap 20, 14), a Jezus ostrzega nas przed możliwością bycia „wrzuconym do piekła,  gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” (Mk 9, 47-48).
Zestawienie dzisiejszej perykopy ewangelicznej z janowym opisem wskrzeszenia Łazarza pozwala nam dostrzec znaczenie wiary samych dotkniętych łaską, jak również ich bliskich dla uzdrowień i wskrzeszeń dokonywanych przez Jezusa. Pan wymagał wiary od Jaira, mówiąc: „Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5, 36). W rozmowie z Jezusem Marta wyznała niezłomną wiarę w moc jaką otrzymał On od Ojca i w to, że to właśnie Rabbi z Nazaretu jest oczekiwanym Mesjaszem: „Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». (…) Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat» (J 11, 21-22; 25-27). Podobnie Maria oddała cześć Jezusowi i wierzyła, że miał On moc uzdrowić Łazarza: „A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg (gr. epesen autou pros tous podas)i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł»” (J 11, 31-32). Chociaż Jezusa do głębi wzruszało cierpienie i śmierć ludzi, szczególnie tych biednych i opuszczonych, jak tragedia matki młodzieńca z Nain, którego wskrzesił (por. Łk 7, 11-17), to nadrzędnym celem wszystkich znaków, które czynił było wzbudzenie w ludzkich sercach wiary w Jego posłannictwo od Ojca, czemu dał wyraz w swojej modlitwie bezpośrednio przed wskrzeszeniem Łazarza: „Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał». To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!»” (J 11, 41-43).
Jak wielka jest moc szczerej i głębokiej wiary również w dzisiejszych czasach świadczy historia uzdrowienia Gemmy Di Giorgi za sprawą wstawiennictwa św. Ojca Pio, która stanowi wymowną ilustrację do dzisiejszej perykopy ewangelicznej.
Gemma Di Giorgi urodziła się w Boże Narodzenie 1939 roku w małym miasteczku Ribera, leżącym w prowincji Agrigento na Sycylii. Niebawem rodzina zorientowała się, że dziewczynka ma kłopoty ze wzrokiem. Kiedy Gemma miała trzy miesiące, matka zabrała ją do lekarza, który polecił kilku świetnych specjalistów w Palermo. Dwaj okuliści, którzy badali Gemmę, doktor Cucco oraz doktor Contino, stwierdzili, że jest niewidoma. Jej oczy były pozbawione źrenic. Z medycznego punktu widzenia nie można było nic zrobić, ponieważ widzenie bez źrenic jest niemożliwe. Gemma często chodziła z rodziną do kościoła parafialnego, żeby przed ołtarzem Matki Bożej prosić o wyleczenie oczu. Jej krewni byli bowiem bardzo religijni i nie tracili nadziei na cud. Należąca do rodziny pobożna zakonnica poradziła, aby powierzyć modlitwy za dziewczynkę Ojcu Pio. Te słowa dodały otuchy najbliższym Gemmy. Babcia poprosiła zakonnicę, żeby napisała do niego z prośbą o wstawiennictwo. Po wysłaniu listu siostra zakonna miała bardzo wyrazisty sen. Ojciec Pio powiedział do niej: „Gdzie jest Gemma? Od wszystkich tych modlitw za nią można ogłuchnąć!”. Przedstawiła we śnie dziewczynkę Ojcu Pio, a on uczynił znak krzyża nad jej oczami. Następnego dnia zakonnica otrzymała od Ojca Pio list, w którym napisał: „Droga córko, bądź spokojna. Modliłem się z Gemmę”. (…) W czerwcu 1947 roku Gemma razem z babcią odbyły długą podróż pociągiem do klasztoru, w którym mieszkał Ojciec Pio. W czasie jazdy dziewczynka nagle powiedziała, że jest w stanie zobaczyć zarysy krajobrazu przez okno pociągu. (…) W kościele Matki Bożej Łaskawej przeżyły ogromne zaskoczenie, kiedy Ojciec Pio, który nigdy wcześniej nie widział Gemmy, dostrzegł ją w tłumie i zawołał po imieniu. (…) Gemma (…) kiedy podeszła do konfesjonału i uklękła, Ojciec Pio pobłogosławił jej oczy, robiąc nad nimi znak krzyża. (…). Babcia Gemmy (…) również spowiadała się u niego i pod koniec powiedziała mu, że Gemma jest bardzo zawiedziona, ponieważ nie pamiętała, by poprosić go o wstawiennictwo. Oto jej własne słowa: Prosiłam o łaskę dla Gemmy i powiedziałam mu, że teraz płacze, bo podczas spowiedzi zapomniała przekazać mu swoją prośbę. Będę zawsze pamiętać, jak delikatnym i łagodnym głosem odpowiedział: „Czy wierzysz moja córko? Niech to dziecko nie płacze i ty też nie płacz; dziewczynka widzi i sama o tym wiesz”. Wtedy zrozumiałam, że Ojciec Pio ma na myśli morze i statek, który Gemma zobaczyła w czasie podróży, i że Bóg posłużył się naszym świętym Ojcem Pio, żeby zerwać ciemną zasłonę z jej oczu. Kiedy Ojciec Pio udzielił Gemmie Pierwszej Komunii Świętej, jako pierwszej z tłumu ludzi obecnych w kościele, tą samą ręką, w której trzymał Świętą Hostię, po raz drugi uczynił znak krzyża nad jej oczami. (…) zabrałam Gemmę na badania do okulisty, który natychmiast stwierdził, że jest niewidoma i nie ma źrenic. (…) Jednak ona odzyskała wzrok, nie mając źrenic, więc upierałam się, że ona widzi. Żeby mnie przekonać, lekarz pokazał Gemmie kilka przedmiotów, a kiedy rozpoznała je i bez trudu wyraźnie udowodniła, że je spostrzegła, lekarz tupnął nogą i powiedział: „Nie można widzieć bez źrenic. To dziecko jednak widzi. Mamy więc do czynienia z cudem” (Diane Allen „Módl się, ufaj i nie martw się. Najpiękniejsze historie o Ojcu Pio”, s.251- 253).
                                                     Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.