Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

15.06.2018

Dobrze wykorzystać cierpienie.


Chciałem odpowiedzieć niewinnie Bożence na jej komentarz do artykułu o jej cierpieniu z tamtego roku i trochę się rozpisałem, dlatego dalej, pisałem już z myślą o każdym, kogo cierpienie dotyka.

  Bożenko – w „Dzienniczku św. s. Faustyny” jest napisane: „Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej — to jest przyjmowania Komunii św., a drugiej — to jest cierpienia. A skoro tak, to "coś w tym jest". Powiedziałbym, że należy zatrzymać się na tym stwierdzeniu dłużej. Pomyślmy o tym szczególnie, gdy cierpimy...
   Gdy ja cierpię i przypomnę sobie, że przecież mogę swoje cierpienie ofiarować Jezusowi to tak czynię. W ubiegłym roku cierpiałem w szpitalu - to był ból fizyczny (atak kolki nerkowej). Wiedziałem, że i tak muszę wycierpieć swoje, a więc postanowiłem skręcać się  z bólu dla Jezusa – ofiarowałem mu to bezgranicznie, bez cienia uskarżania się. Można powiedzieć nawet, że w pewnym momencie jakby „zapomniałem się” i pragnąłem, aby jeszcze bardziej bolało. Może ktoś uznałby mnie za masochistę w tamtym momencie, ale to było wtedy nieważne…
   Ale co się stało dalej…?  Jezus przyjął ten ból. Przyjął w ten sposób, że mój ból nagle zaczął odchodzić. To długa historia. Spędziłem w szpitalu 5 dni. Środek przeciwbólowy wziąłem tylko jeden raz.
Na 4-ty dzień lekarz przebadał mnie po raz któryś z kolei i gdy mu powiedziałem, że mnie od czterech dni nic nie boli pomimo dużego kamienia widocznego na USG, odparł mi wtedy, że to przez środki przeciwbólowe. Zaniemówił, gdy usłyszał, że żadnych nie zażywam… Co miał powiedzieć – dziwne to było dla niego i niespotykane zapewne. Ja wiedziałem dlaczego „dziwne”.  Wiem, że Pan Jezus przyjął ten ból w prezencie ode mnie.

   Tajemniczą rzeczą jest to dlaczego Pan Bóg przetrzymał mnie tam tych 5 dni - w jakim celu? Nie wiem dlaczego. Spotkałem tam kilka osób, ewangelizowałem po swojemu, miałem więcej czasu na różne przemyślenia i modlitwę. Kamień znikł tuż przed zabiegiem. Piłem dużo wody, aby go „urodzić”, ale gdybym go „urodził” to na 100% miałem coś poczuć, a nic nie poczułem. Przed zabiegiem zawierzyłem się Jezusowi i ostatni raz poprosiłem by odsunął ode mnie ten kielich (czyt. kamień), jeśli taka jest Jego wola. Wszedłem w swoim telefonie na stronę:  http://www.adoracja.net/zakladka/zawartosc/8/kaplica-on-line  i po zakończonej modlitwie przyłożyłem Go do miejsca w którym był kamień. Nie spodziewałem się dalszych „nagród” od Pana Boga. Wezwano mnie na ostatnie USG przed operacją i lekarz oznajmił mi, że nie będzie potrzebna interwencja chirurga – zostałem zakwalifikowany do wypisu...
  Później analizowałem  te wszystkie zdarzenia konfrontując je ze swoją wiedzą, ze słowami Jezusa…   Po co byłem tam przez tych 5 dni…? Kiedyś się dowiem. Spotkałem tam pana, którego syn chorował na nowotwór. Mówił mi, że wolałby, aby to jego spotkało – chociaż też był ciężko chory. Przez ten czas tam spędzony sporo rozmawialiśmy – może potrzebował moich słów. Może chodziło o Pana, którym nie miał się kto zająć bezpośrednio po operacji i za którego ja miałem dać na Mszę św..  A może chodziło o którąś z pielęgniarek, która usłyszała ode mnie, że kamień znikł bo wystarczyło się dobrze o to pomodlić. A może po prostu chodziło o to, aby mnie jako męża i ojca na kilka dni nie było w domu? Może też chodziło o wszystkie te rzeczy naraz, albo o żadną z nich…

  Wiem tylko, że Pan Bóg mnie prowadził przez ten czas i w jakimś celu mnie tam postawił i utwierdził mnie w wierze, umocnił w niej i znowu pokazał, że ufność w Niego i dobrze przeżywane i ukierunkowane cierpienie jest drogą do cudu w naszym życiu. Minęło już pół roku od tego zdarzenia i już nieraz zdarzyło mi się cierpieć fizycznie i psychicznie. Mogę tylko powiedzieć, że ten „schemat” ofiarowania swojego cierpienia po prostu „działa” w moim życiu. Te słowa z „Dzienniczka” o cierpieniu to prawda. Prawda jest czasem tak blisko, przed samymi oczyma, a my jej nie widzimy. Dlaczego Aniołowie „uczepili” się tego cierpienia? Co w nim jest takiego? Na pewno warto rozważyć tę „zazdrość” Aniołów w odniesieniu do swojego cierpienia i  szukać odpowiedzi. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeżeli Pan Bóg dopuszcza w naszym życiu jakieś cierpienie z jakiegoś powodu (które jest wymysłem szatana) i my to cierpienie ofiarujemy Panu Jezusowi, to cóż może nam zrobić szatan?...  Jakby sam niszczy się swoją bronią.

   Kiedyś o. Józef Witko użył takiego stwierdzenia, że szatan jest „zdezorientowany” – jego wymysły tracą na sile i odbijają się przeciwko niemu. Jestem przekonany, że prawidłowo ukierunkowane cierpienie ma ogromną wartość, a największą to, które jest przyjęte dobrowolnie na wzór naszego Pana Jezusa Chrystusa. Myślę, że wiele cierpień mogłoby być lepiej „wykorzystanych” . Ale to już inny temat. I temat bardzo trudny. Zwłaszcza, gdy chodzi na przykład o  cierpienie niewinnych dzieci …. Cierpienie jest wielką tajemnicą.
  Opowiedziałem mały fragment swojego życia w kontekście mojego malutkiego cierpienia. Może moje doświadczenia pomogą komuś. Może ktoś zacznie inaczej przeżywać swoje cierpienie i je ofiarowywać za kogoś kto potrzebuje „wykupienia” z sideł osobowego zła. Może ktoś pomyśli o mnie: „Dobrze mu mówić bo nie umiera w agonii”. Nie na darmo używa się często przy słowie cierpienie – słowa TAJEMNICA. Jest wiele pytań nurtujących każdego człowieka. Znalazłem ciekawy artykuł w którym kilka osób wypowiada się o swoim wielkim cierpieniu. Może po jego przeczytaniu zbliżymy się do tajemnicy cierpienia:        http://niedziela.pl/artykul/29699/nd/Tajemnica-cierpienia
                      
                                      Z Panem Bogiem i Maryją   - Mariusz B.

Ps. A osobom z problemem alkoholowym współmałżonka, bardzo polecam… też po niedalekich doświadczeniach w rodzinie, aby skorzystały z instytucji All anon, którą Pan Bóg "stworzył" dla takich spraw.  Wiem o niej, bo bardzo jest pomocna ta instytucja u kogoś w mojej rodzinie i widzę jak rodzina odżyła od tyrana - chociaż poraniona cała.
Nie można się bać działać… 
W naszym przypadku "tyran" groził, że się powiesi i to działało przez wiele straconych lat.
Teraz rodzina odżywa, a "tyran" żyje...

4 komentarze:

  1. współmodląca się Anna24 czerwca 2018 21:23

    Wspaniałe wytłumaczenie cierpienia, dziękuję Ci za te słowa, które mogłyby trafić do tych, którzy tego najbardziej potrzebują. ale myślę, że Pan
    Bóg zawsze daje, jeśli my też Mu coś ofiarujemy czyt, cierpienie

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcicielka_Matki_Bożej29 czerwca 2018 20:08

    Piękny artykuł, który wiele tłumaczy. Dziękuję Mariuszu za te słowa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam za te słowa. Uznaję je jako prezent od Pana Boga. Takie "pogłaskanie" po głowie :)
    Warto było. Zawsze będzie warto robić coś co przyczyni się do budowania Królestwa Bożego tu na ziemi ku Bożej chwale. Uświadamiajmy sobie - w każdej sytuacji - że zawsze będziemy dłużnikami Boga.
    Z Panem Bogiem i Maryją. Mariusz B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Ci za te słowa .Odczytałam je jakby kierowane były tylko do mnie.A to co napisałes pod rozważaniem to o mim życiu.Jestem tak zastraszana od dłuższego czasu i nie mam siły się od tego uwolnić.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.