Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

13.05.2018

„Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie” (Mk 16, 20).

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, którą dziś celebrujemy jest kolejną, po Zmartwychwstaniu Pańskim, epifanią odkrywającą przed nami – poprzez rozważanie życia naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa – odwieczne misteria opatrzności Bożej. Ojciec bowiem, przez swojego jednorodzonego Syna, Światłość Prawdziwą, w mocy Ducha Świętego stwarza, zbawia uświęca i prowadzi do pełni życia każdego człowieka, gdy na świat przychodzi (por. J 1, 9) i z wiarą przyjmuje dar odkupienia.

Opis Wniebowstąpienia zamyka Ewangelię św. Marka, oraz rozpoczyna Dzieje Apostolskie, będące świadectwem posłuszeństwa uczniów  poleceniu Jezusa, który „rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15). Egzegeci Pisma Świętego twierdzą, że autorem końcowego fragmentu drugiej Ewangelii (Mk 16, 9-20) nie jest uczeń św. Piotra, lecz został on dodany przez Kościół pierwotny, który rozpoznał jego natchniony charakter. Teza ta potwierdza fakt, że wspólnota zgromadzona wokół Apostołów i ich następców łączyła ściśle prawdę, iż „Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” (Mk 16, 19) ze swoją działalnością misyjną: „Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie” (Mk 16, 20), ponieważ właśnie dlatego, że Zbawiciel, który – jak wyznajemy w podczas każdej niedzielnej eucharystii – „Wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego”, „współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16, 20).
Dzisiejsza uroczystość zawiera w sobie pewien paradoks, wyrażony przez Jezusa w Jego mowie pożegnalnej, skierowanej do uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy: „Teraz zaś idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: "Dokąd idziesz?" Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16, 5-8).
Uczniowie niewątpliwie kochali Jezusa i tylko ta głęboka, osobista więź z Mistrzem wyjaśnia ich trwanie przez trzy lata u Jego boku. Być może nie za wiele rozumieli z tego, czego ich uczył i nie potrafili przyjąć – zakorzenieni w ówczesnej tradycji, która wypracowała swoją teologię mesjańską – nowości i pełni, jaką wniósł do Pism Syn Boży. Jednak Apostołowie wytrwali przy Nim, mimo, że często wystawiał na próbę ich lojalność, choćby namawiając ich, by jedli jego Ciało (a dosłownie „mięso”, gr. sarka) i pili Jego krew (por. J 6, 53). Dlatego upadlająca śmierć krzyżowa Mistrza musiała nimi wstrząsnąć, zaś ucieczka w Ogrodzie Oliwnym głęboko zawstydzić. Wielka musiała być zatem radość Apostołów, gdy wreszcie dotarło do nich, że „Pan rzeczywiście zmartwychwstał” (Łk 24, 34). Teraz mieli Go ponownie utracić. Co więcej, musieli uwierzyć, że jego odejście jest dla nich „pożyteczne”! Na czym miałby polegać pożytek płynący z utraty ukochanego Mistrza, Zwycięscy śmierci, Wcielonego Boga, którego namacalna obecność niosła otuchę i budziła radość przenikającą i przemieniającą całe ich życie?
Pierwsza odpowiedź na to pytanie dotyczy celu życia tych, którzy przyjęli Dobrą Nowinę „nie jako słowo ludzkie, ale - jak jest naprawdę - jako słowo Boga, który działa w was wierzących” (1 Tes 2, 13). Podobnie jak do Apostołów, również do nas, wierzących Jezus mówi dziś: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14, 1-3). Wniebowstąpienie jest zatem znakiem wywyższenia ludzkiej natury i wskazuje na prawdziwy cel naszego istnienia, jakim jest zjednoczenie z Bogiem w niebie, jak czytamy w dzisiejszej Kolekcie: „Wszechmogący Boże, wniebowstąpienie Twojego Syna jest wywyższeniem ludzkiej natury, spraw, abyśmy pełni świętej radości składali Tobie dziękczynienie i utwierdź naszą nadzieję, że my, członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, połączymy się z Nim w chwale.”
Druga odpowiedź wskazuje drogę, którą powinniśmy podążać na spotkanie z Jezusem. Polega ona na wypełnieniu w całkowitym posłuszeństwie – na wzór naszego Zbawiciela – misji powierzonej nam przez Ojca niebieskiego i wpisanej w misję Kościoła, Mistycznego Ciała Jego Syna. Jezus, zanim wstąpił do nieba powiedział do swoich uczniów: „gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami (gr. mou martyres) w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8). W Ewangelii św. Jana Pan wyjaśnił im:  „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. (…) On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi.” (J 16, 13-14).
W kontekście misji Kościoła polegającej na głoszeniu Ewangelii o nastaniu Bożego królowania, możemy zrozumieć, dlaczego odejście Jezusa jest bardziej pożyteczne niż Jego pozostanie wśród uczniów w uwielbionym ciele. Dla Zbawiciela publiczna misja rozpoczęła się wraz Jego chrztem w Jordanie i namaszczeniem przez Ojca Duchem Świętym, w mocy którego Pan – jak oznajmił przesłuchującemu Go Piłatowi – dał świadectwo prawdzie (por. J 18, 37) i w ten sposób wypełnił wolę Ojca. Szczególne znaczenie ma tutaj Jego świadectwo wobec Wysokiej Rady, gdy odpowiedział najwyższemu kapłanowi na pytanie, czy jest Mesjaszem, Synem Bożym: „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich” (Mt 26, 64). To pełne mocy świadectwo, które dało Żydom upragniony powód do skazania Jezusa na śmierć i przypieczętowało Jego los, wskazuje na ścisły związek triumfu Syna Człowieczego, który wstąpił do nieba i zasiadł po prawicy Ojca, z Jego paschą, ponieważ droga Sługi Jahwe do należnej Mu chwały wiodła przez poniżenie / wywyższenie na krzyżu.
Jako uczniowie Zbawiciela jesteśmy powołani przez boskiego Ogrodnika, który uprawia winny krzew, aby przynosił owoc obfity (por. J 15, 1-2) do dawania świadectwa prawdzie, aż do oddania za nią życie. Chcąc właściwie wypełnić swoje zadanie musimy – podobnie jak Jezus nad Jordanem – zostać ochrzczeni Duchem Świętym (por. Dz 1, 5), którego Ojciec zesłał na Apostołów po Wniebowstąpieniu swojego Syna, a nas przyobleka w sakramencie chrztu i bierzmowania. Na tym właśnie polega pożytek z odejścia Jezusa. Przykładem doskonałego świadectwa ucznia jest męczeństwo św. Szczepana, o którym św. Łukasz pisze w Dziejach Apostolskich: „A on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. I rzekł: «Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga»” (Dz 7, 55-56). Podobnie jak w przypadku świadectwa Jezusa przed Wysoką Radą, słowa Szczepana stały się bezpośrednią przyczyną jego śmierci za bluźnierstwo.  
Wprawdzie nasze wyznawanie wiary w Chrystusa nie wiąże się z niebezpieczeństwem utraty życia, lecz również i my powinniśmy poważnie potraktować pytanie dwóch mężów w białych szatach: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11). W ich słowach odczytać należy nie tylko zapewnienie, że nie ma powodu wątpić w powtórne przyjście Zbawiciela w chwale, lecz przede wszystkim powinniśmy zrozumieć je jako swoiste ostrzeżenie: przestańcie wypatrywać Pana tam, gdzie odszedł, ale czym prędzej podejmijcie misję, którą wam powierzył. Aby to uczynić rozejrzyjcie się wokół siebie i dostrzeżcie tych, do których Pan nas posyła, abyście „przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 49), szli tam, gdzie Duch Boży nas zaprowadzi, niosąc Słowo Życia, któremu towarzyszą znaki obecności Syna Człowieczego w Jego Kościele.
Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego jest zatem nie tylko epifanią Jezusa – Słowa, który jako stojący po prawicy Ojca Syn Człowieczy objawia swoją boskość, lecz również zawiera przesłanie eschatologiczne, swoiste przynaglenie, aby podjąć powierzoną każdemu z nas misję i bez zwłoki ją realizować, ponieważ nie wiemy, kiedy Pan domu przyjdzie (por. Mk 13, 35). Gdy się spojrzy na nienawiść lub – co jest może jeszcze gorsze – zobojętnienie jakie okazywane jest dziś coraz powszechniej wierze w Chrystusa, spychanej do poziomu mitów greckich, to aktualne wydają się słowa z księgi Apokalipsy: „Biada ziemi i biada morzu - bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu” (Ap 12, 12). Skoro upadły anioł intensyfikuje swoje działanie w świecie, gdyż pozostało mu niewiele czasu, to tym bardziej my powinniśmy ze zdwojoną stanowczością przeciwstawić się mu, postępując w doskonałości chrześcijańskiej i promieniując otrzymaną przez Boga łaską na innych.    
 Włączymy się w ten sposób w walkę niepokalanie poczętej i wolnej od jakiegokolwiek grzechu Najświętszej Maryi Panny, doskonałej uczennicy Pańskiej, która od momentu Wcielenia się Słowa w jej dziewiczym łonie, pozostała całkowicie zjednoczona ze swoim Synem i Bogiem w Jego dziele zbawienia świata. Wniebowzięcie Maryi jest potwierdzeniem wierności Boga, który w szczególny sposób uświęciwszy nie tylko jej duszę, ale również ciało, nie pozwolił, aby doświadczyło ono śmierci i rozkładu. Maryja jako Królowa nieba i ziemi doświadcza należnej jej czci i w złocie z Ofiru stoi po prawicy króla (por. Ps 45, 10). Jednocześnie jest ona blisko każdego ze swoich dzieci, wzywając nas w swoich licznych orędziach uznanych przez Kościół do nawrócenia i pokuty.
Należą do nich bez wątpienia objawienia w Fatimie. 13 maja obchodzić będziemy 101 rocznicę pierwszego z nich. W tym dniu „Niewiasta obleczona w słońce”, jak nazywa Maryję św. Jan Apostoł w 12 rozdziale Apokalipsy, poprosiła Łucję, Hiacyntę i Franciszka: „Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny”. Miesiąc później Matka Boża Różańcowa powiedziała do Łucji: „Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca”. Św. Ojciec Pio, który nazywał różaniec swoją bronią i nigdy się z nim nie rozstawał, powiedział 2 dni przed swoją śmiercią: „Kochajcie Madonnę i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Odmawiajcie różaniec, odmawiajcie go zawsze,  jak tylko możecie”. Bóg ostatecznie zwycięży szatana i jego demony i, jak zapowiedział na łożu śmierci kard. August Hlond, „Zwycięstwo — gdy przyjdzie — przyjdzie przez Maryję”. 
  Chciejmy pomóc naszej Mamie w jego realizacji, odmawiając różaniec i oddając cześć jej Niepokalanemu Sercu, abyśmy, gdy Jezus przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, otrzymali łaskę zbawienia i radość wieczną w Jego królestwie, któremu nie będzie końca.
                                                                       Arek    

1 komentarz:

  1. „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię…” - jedne z ostatnich słów Jezusa do apostołów. Tuz przed wniebowstąpieniem, ostatnie wskazówki, najważniejsze. Dla nas również… Czy głosimy? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Lęk, obawa przed wyśmianiem, presja środowiska w którym żyjemy, zniechęcenie, lenistwo… Nie wiem co jeszcze mógłbym wyliczyć. Niech każdy sobie odpowie co jest mu przeszkodą w wypełnianiu tego polecenia Jezusa. Na pewno każdy ma jakieś przeszkody – może nimi być nawet zła organizacja czynności wykonywanych na co dzień albo coś innego. Nigdy za wiele głoszenia. „Żniwo w prawdzie wielkie, ale robotników mało…”. Myślę, że wielu z nas mogłoby przedstawić niejedno świadectwo ze swojego życia ale z różnych przyczyn tego nie robi a wystarczy tylko odrobinę swojej dobrej woli i współpraca z łaską Ducha Świętego – On pomoże . Czasem sam mam jakieś przynaglenie aby coś napisać, bo tak trzeba po prostu, ale nie wiem o czym pisać. Wtedy siadam przy komputerze, opieram swoje czoło na dłoniach i proszę Ducha Świętego by dał mi właściwe myśli, właściwy temat – wszystko po to aby spełnić Jego oczekiwania, aby być może trafić do czyjegoś serca, aby kiedyś nie iść z pustymi rękoma na Sąd Ostateczny… I tak zaczynam pisać i przelewać myśli, które przychodzą. Dziś chodzi mi po głowie kazanie zasłyszane na Mszy św. Ksiądz opowiadał pewną legendę o kobiecie z małym dzieckiem na ręku, którą jakiś tajemniczy głos w środku lasu zaprowadził do ukrytej pieczary wypełnionej klejnotami i rzekł: „Bierz ile chcesz, ale nie zapomnij o swoim największym skarbie”. Kobieta pospiesznie zdjęła chustę i obiema rekami zaczęła ją napełniać kosztownościami równocześnie słysząc w myślach całe wypowiedziane zdanie: „Bierz ile chcesz, ale nie zapomnij o swoim największym skarbie”. Nabrała ile zdołała i pośpiesznie wyszła z pieczary a za nią natychmiast zamknęły się ciężkie drzwi. Zaczęła się usilnie zastanawiać co miałoby oznaczać to tajemnicze zdanie. W tejże chwili przypomniała sobie o swoim dziecku, które zostawiła za drzwiami ale było już za późno. Klamka zapadła. Zapomniała o swoim największym skarbie. Niby to tylko legenda, ale jakże podobne czasem jest nasze życie. Tyle różnych bodźców codziennie bombardujących nasze umysły stale odwraca naszą uwagę od tego co powinno być największym skarbem człowieka – człowieka wierzącego. Z B A W I E N I E do wiecznej szczęśliwości w NIEBIE – to nasz cel. Drogi do tego zbawienia są różne. Jedne łatwiejsze, inne trudniejsze. Każdy musi odpowiedzieć sobie czy jest na właściwej drodze do tego zbawienia. Czy niesie swój krzyż czy może go odrzuca. Czy niesie go cierpliwie czy też go depcze – czy w ogóle stara się zrozumieć swój krzyż. Czy zadaje sobie (czyt. Panu Bogu) pytanie o swój krzyż i czy stara się usłyszeć odpowiedź. Czy szuka jej po Bożemu – rozumnie a zarazem otwierając się na Bożą łaskę i w ufności powierzając się Panu Bogu. Pomyślałem teraz o żonach alkoholików, które mogą szukać naprawdę skutecznej pomocy w grupach „al anon” (działanie Boże i zarazem rozumne) a tego nie robią. Nieświadomie lub poprzez lęk skazują siebie i swoje dzieci na poważne konsekwencje długich lat życia w swojej trudnej sytuacji. Myślę, że Dobry Bóg daje nam po to takie instytucje aby z nich korzystać. To Jego odpowiedź na czyjeś grzechy które doprowadziły do takich trudnych i bolesnych sytuacji. Cierpienie, wszelkie cierpienie to temat rzeka – wiem, że jest wielu, którzy za cierpienie obwiniają tylko Pana Boga. Zarzucają mu cierpienia małych, niewinnych dzieci i wiele, wiele innych potworności. To bardzo trudny temat. Wiem jednak na pewno, że to nie On jest winien tego. Wiem, że Bóg Ojciec nas stworzył, Jezus Chrystus nas odkupił a Duch Święty nas uświęca. Dziękuję Ci Dobry Boże za Twe Dary i za Dobrodziejstwa w których nie masz miary.

    Z Panem Bogiem i Maryją. M.B

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.