Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

22.12.2017

Wigilie dzieciństwa

Adwent, czas przygotowań, tych domowych, ale duchowych przede wszystkim. To także czas wspomnień, czas słuchania… co tam babcia opowiada ściszonym głosem …
Terenia, jak tylko sięgnie pamięcią, to ten czas był dla niej najpiękniejszy właśnie z tego powodu, że taki inny i jedyny w ciągu całego roku.

  Babcia Helena krzątała się po małej kuchni zaaferowana, kuchnia rozgrzana do czerwoności i pyrkoczące garnki do których pod żadnym pozorem nie można było dziecku się zbliżać. A to gotowały się nogi wieprzowe na święta, a to mięso na pasztety, a to jakieś boczki, szynki, mnóstwo zapachów, zapachów świątecznych, innych niż codziennych.
Babunia, aż wypieków na szczupłej twarzy dostawała. Niebyła już młoda, miała dobrze po siedemdziesiątce, siły już nie te co kiedyś, ale jeszcze to jej głową wszystko szło w domu, to ona gotowała dla całej rodziny, to ona decydowała co i gdzie kupić, … Była doskonałą gospodynią, gospodarna - tak się mówiło. Nigdy nic nie zmarnowała. Gdyby dziś zobaczyła pod śmietnikami tyle wyrzucanego chleba i innych produktów pewnie dostała by ataku serca. Chleb szanowała, żegnała znakiem krzyża. I mawiała - kto nie szanuje chleba, ten i na niego zapracować nie potrafi…
   Ale wracamy do kuchni przedświątecznej. Terenia kręci się babci, pomagać będzie. Niewiele czteroletnie dziecko może zrobić, ale babcia pozwala kręcić żółtka z cukrem, pozwala w dużej misce mieszać mąkę. Ale głównie Terenia słucha co babcia opowiada. A ona mówi, jak to było dawniej, we dworze. Co to dwór? Terenia jeszcze nie wie. A babcia opowiada o wielkim piecu w kuchni, a matce zabieganej między kuchnią a pokojem dziecinnym bo kołyska nigdy nie była pusta. Babcia miała sporo rodzeństwa. O pomocnicach w kuchni, o swoim ojcu z sumiastym wąsem, jak ich, dzieci podnosił do góry i całował, ziębiąc maleńkie buzie szronem na wąsach. To były takie bajki, no i była mowa o tym co jedli na wigilie, a więc bywała u babci zupa grzybowa i barszcz czerwony z uszkami, które babcia jako 8 letnia dziewczynka już lepiła, były śledzie, różne ryby, pierogi , dużo bo ojciec babci bardzo je lubił, były pierniki dużo wcześniej pieczone, był makowiec i dla dzieci drożdżowe słodziutkie racuchy….
   I z potraw wigilijnych te racuchy właśnie mała Terenia najbardziej lubiła. Terenia była wielkim utrapieniem babci - taki rasowy niejadek. Oj miała babunia z nią krzyż pański…
Trwają przygotowania do wieczerzy wigilijnej, babunia bez wytchnienia kręci się po kuchni. A tu jeszcze karp pływa w wanience, a to jeszcze ciasta drożdżowe nie wsadzone, a Terenia się kręci i woła opowiadaj jeszcze…. no i płynie opowieść o młodszym rodzeństwie babuni, braciach niesfornych, których ojciec często pasem rzemiennym do porządku przywoływał. Jak z samego rana wybiegali boso, w koszulach na śnieg, goniąc się i tarzając dla zdrowia i zahartowania. Było ich dwanaścioro i żadne nie zmarło w dzieciństwie. Później podczas Wielkiej Wojny hiszpanka zebrała wśród nich swoje żniwo.
   Ale póki czas jest czas beztroski... napalono w kominku i w wielkich piecach, rozkoszne ciepło rozeszło się po całym domu. Ojciec babci wnosił wielki świerk i zaczynał ubieranie wraz s synami--- córki, te starsze były z matką w kuchni i doglądały to najmłodsze, kwilące rodzeństwo.
Matka babuni nakrywała bielusieńkim obrusem wielki stół, pod obrusem sianko… Po co to sianko ?... talerze krzywo stoją, dziwiła się Terenia. Ale to dla tradycji Narodzenia Pańskiego. Wtedy też cała rodzina zaczynała się szykować do wieczerzy. Każdy musiał zasiąść czysty, uczesany, czysto ubrany, a sznurówki dokładnie zawiązane… Ojciec babci bardzo dbał o wygląd, estetykę stołu. Byli piękni, bardzo odświętni i poważni. To była bardzo urodziwa rodzina. Babcia była piękną kobietą, jej bracia i siostry także urodziwi. W życiu dorosłym wyróżniali się wzrostem, urodą, postawą i taką rzetelnością w postępowaniu, tą rzetelność ojciec- były Powstaniec Styczniowy niektórym dobrze rzemieniem wbić musiał. Czas pokazał, że wyszło im wszystkim tylko na dobre.
 
   W sam dzień wigilii, Terenię rano obudzono i powiedziano- dzień wyjątkowy, narodzi się Pan Jezus i tu babcia opowiadała dużo o Maryi, o św. Józefie, o stajence, sianku, że taki maluteńki, nagusieńki a tu zimno, Terenia zaczyna płakać, a i babcia łzy ukradkiem ociera. I uczy Terenię kolęd, zaczyna „pójdźmy wszyscy do stajenki” , ta kolęda na zawsze stanie się ulubiona Tereni… piękna, niosąca taką tęsknotę za spotkaniem…. tak babcia bardzo tęskniła za Panem, pragnęła powrotu do Domu Ojca, tam jak mówiła są już prawie wszyscy, została ona i jej trzech braci…. dożyła 96 lat. Tamten czas nie był jej czasem…
A w domu napalono mocno w piecu w dużym pokoju i ojciec Tereni przyniósł duży pachnący świerk. Choinka kochana. Nareszcie…. ile radości, ile podskoków, klaskań i śpiewu. A tu zaraz – bądź grzeczna, obyś nie płakała, bo jaka wigilia – taki cały rok. Więc Terenia od najmłodszych lat bardzo się pilnowała aby nikt na nią nie krzyczał, nie karcił, aby nie płakać, być grzecznym…. co to znaczy? Być nieruchomym? Długo dziecko nie mogło tego rozkazu pojąć…

   Zaczyna się ubieranie choinki od założenia światełek. Te światełka, jak i większość ozdób są jeszcze z lat trzydziestych! Piękne światełka, takie inne niż dzisiaj, tandeta jednakowa. Lampeczki małe, kolorowe i w rożne wytopione wzory, każda inna. Cacuszka. Najpierw sprawdzanie czy działa- działa ! więc ojciec wchodząc na taboret zaczynał od góry choinkę ustrajać. Na samym czubku- był czubek z bombki— też pamiętający lata trzydzieste a pod nim zawsze gwiazda z takiego sreberka zrobiona, duża, jedyna. Jak już lampki zostały zainstalowane, ojciec zawieszał orzechy włoskie, każdy orzech miał przymocowaną mocną nitkę, ta nitka była przymocowana do orzecha lakiem…. o pięknym kasztanowym kolorze i zapachu. Terenia zawsze lubiła zapach laku, bo ten zapach zwiastował zbliżającą się wigilię – święta. Później szły małe, czerwoniuteńkie, cudnie pachnące jabłuszka, potem pierniki, też na nitkach i różnego rodzaju cukierki. Terenia nie zawieszała ich, bo gałązki kuły, a paluszki nie były takie sprawne, więc tylko ojcu po kolei podała te dobroci do powieszenia. No i potem szły bombki, jakieś papierowe, stareńkie aniołki, mikołaje, koszyczki, do których wkładało się maleńkie orzechy laskowe, łańcuchy robione z bibułki i słomki, cudne, wymagające tyle cierpliwości. I jak to zostało zawieszone ojciec zaczął na gałązkach układać cieniusieńkie pasemka waty imitujące śnieg i na sam koniec od góry do dołu otulił choinkę włosem anielskim. Zapalił lampki. Wzruszenie ogarnęło wszystkich. Choinka była przepiękna, nawet babunia oderwana od garnków i rondli patrzyła zachwycona. Bo też była piękna, najpiękniejsza. Terenia później odwiedzając znajomych w okresie świąt tylko się utwierdzała w tym, że choinka w jej domku jest najpiękniejsza i największa…..
   Szybko robiło dość ciemno, Tereni nie kładziono w tym dniu na popołudniowe leżakowanie, prędzej zaśnie wieczorem. Ale przecież wieczorem ma być Mikołaj, Święty Mikołaj z prezentami, no i dylemat czy przyniesie prezent, czy rózgę? Bo i rózgą Terenie straszono, bała się tej rózgi…
Zaczęto szykować stół, sianko, biały obrus, zapalono lampki na choince, ojciec nastawił radio, płyną po cichu kolędy w wykonaniu Mazowsza….. Wszyscy już przebrani, Terenia ma pięknie zaplecione warkocze, babunia w odświętnej sukience stoją przy stole, ojciec podchodzi z opłatkiem na talerzyku , najpierw do babci, później do matki Tereni, życzenia, babcia przytula Terenię, siadają do stołu. Pierwsza jest zupa grzybowa, taka jakaś brązowa bez śmietany z kaszą manną w kostkę pokrojoną. Dla Tereni potrawa niezjadliwa, później śledzie w zalewie z mleczem, gorące ziemniaki, tłumaczą trzeba choć odrobinę każdej potrawy posmakować – więc Terenia smakuje, dalej  śledzie w oleju, karp smażony, w galarecie, pierogi z grzybami i kapustą— o to jest dobre więc Terenia, aż trzy zjada. No i na koniec racuchy drożdżowe z cukrem pudrem i kompot ze śliwek suszonych i jabłek o niepowtarzalnym smaku…. To ostanie było dobre. Bo Terenia z całego posiłku to zawsze najchętniej zjadała kompot….
Wszyscy są dla siebie mili, uśmiechają się, babunia nuci razem z radiem kolędy….. siedzą wpatrzeni w choinkę, ale gdzie ten Mikołaj? Zapomniał a może nie zna drogi. Terenia biegnie do pokoiku babuni i patrzy przez okno, sypie śnieg, bielusieńko naokoło, drzewa tak pięknie przystrojone… nie widać Mikołaja, wraca do dużego pokoju, mówią, że przyjdzie, ma dużo dzieci do obdarowania, ale na pewno przyjdzie. I raptem pukanie…. ojciec otwiera wchodzi św. Mikołaj, siwa, długa broda, czerwona czapka, wielki kożuch, laska, Terenia boi się go, złapała za rączkę maleńką siostrzyczkę i trzyma kurczowo. A Mikołaj pyta byłaś grzeczna? I robi krok do przodu, a Terenia z siostrą krok do tyłu i tak z trzy razy…. w końcu dowiedział się, że była grzeczna i wyjął prezenty z worka…. Terenia ładnie podziękowała, dygając jak uczyła babunia. I nie wiadomo kiedy Mikołaj zniknął, emocji było co nie miara… rozwijanie prezentów, lalka, bączki jakieś, słodycze.
Koniec wieczerzy, Terenia pełna wrażeń zasypia z nową lalką w ramionach…..

   Kolejne lata, lata przedszkolne  to jeszcze te pełne wiary w św. Mikołaja, opowieści babci Heleny, to poranne dreptanie z babunia na roraty, może nie codziennie, ale było. Ten powrót z rorat, bliskość babuni. Świat zamykał się w jej ramionach.
A w przedszkolu były także przedstawienia świąteczne, dzieci występowały, Terenia taka dumna, że wreszcie ojciec, kochany tatuś przyszedł. Bo tak na co dzień do przedszkola zaprowadzała babunia albo matka.
Kolejne wigilie były podobne, podobne w ubieraniu choinki, tylko może pojawiały się nowe bombki, zabawki bo stare jakoś się tłukły, łańcuchy rwały…. ale zawsze była wyjątkowa, piękna i tak mocno pachniała lasem…
Przychodził Mikołaj, aż pewnego razu zostawił rózgę ! Rózgę za piecem…. tak na wszelki wypadek. O wtedy Terenia straciła serce dla Mikołaja, później się okazało, że to był ostatni Mikołaj w jej życiu. Ale za to z jakim akcentem. Bardzo długo pamiętała Terenia tego Mikołaja, nie mogła mu darować tej rózgi. Następne lata to podrzucanie prezentów, ale jeszcze była wiara, już zachwiana ale jeszcze trwała. Aż się skończyło…… szkoda, o święta naiwności dlaczego tak trwasz króciutko?
Grudzień 2017
                                                   Elżbieta KS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.