Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

19.06.2016

„Jeśli kto chce iść za Mną” (Łk 9, 23).



  Perykopa ewangeliczna proponowana nam przez Kościół na XII Niedzielę, można określić jako ewangelię drogi, której celem jest autentyczne poznanie Pana Jezusa. Punktem wyjścia jest opinia, jaką na temat Nauczyciela z Nazaretu mają jego rodacy – akt jak najbardziej intelektualny, poznawczy. Jednak cel drogi staje się wydarzeniem egzystencjalnym: Jezusa można autentycznie poznać tylko i wyłącznie żyjąc Jego życiem, jednocząc się z Nim poprzez odczytanie tego, co niesie nam codzienność według logiki krzyża i podejmując wyzwanie, jakim jest trwanie w samotności codziennego umierania dla własnego grzechu i życia dla Chrystusa. On bowiem, umierając razem z nami, tę naszą ofiarę uświęca i objawia swoje prawdziwe oblicze, jak głosi piękna pieśń, którą często śpiewamy podczas Eucharystii: W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, W krzyżu miłości nauka. Kto Ciebie, Boże, raz pojąć może, Ten nic nie pragnie, ni szuka”.

  Dzisiejsza Ewangelia jest osadzona w kontekście istotnych wydarzeń, które miały miejsce wcześniej i stanowi ich zwieńczenie. W ósmym rozdziale św. Łukasz opisuje niezwykłe dzieła dokonane przez Jezusa: cud uśmierzenia burzy na jeziorze Genezaret, wypędzenie Legionu z opętanego, uzdrowienie kobiety od 12 lat chorującej na krwotok i wskrzeszenie córki Jaira (por. Łk 8, 22-56). Dziewiąty rozdział otwiera się posłaniem uczniów: „Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę (edoken autois dynamin kai exousian) nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (Łk 9, 1-2). To „udzielenie” przez Jezusa uczniom mocy i przyobleczenie ich w autorytet, który otrzymał od Ojca w Duchu Świętym, jest włączeniem ich w Jego zbawczą misję, której zewnętrznym wyrazem jest głoszenie królestwa Bożego. Jest to również antycypacja i zwiastun posłania, które Apostołowie i Maryja, a w ich osobach cały Kościół święty, otrzymają w dniu Pięćdziesiątnicy.

  Uzdrowicielska działalność Jezusa i Jego uczniów głoszących rychłe nastanie Bożego królowania na Ziemi nie pozostała bez echa wśród władz: „O wszystkich tych wydarzeniach usłyszał również tetrarcha Herod i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych;  inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: «Jana ja ściąć kazałem. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?» I chciał Go zobaczyć” (Łk 9, 7-9). Herod Antypas, podobnie jak jego ojciec poczuł zaniepokojenie wieściami o wypełnieniu się Bożych obietnic i przyjściu na świat oczekiwanego króla: „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz” (Mt 2, 1-4). Odpowiedzią obu władców na znaki Bożego działania w historii była przemoc i przelanie krwi niewinnych: Herod kazał w Betlejem wymordować chłopców do lat dwóch, natomiast z rozkazu jego syna, Antypasa, został ścięty Jan Chrzciciel. Zdaje się tu zachodzić pewna prawidłowość: gdy Pan Bóg w sposób szczególny wchodzi w historię ludzkości, nasilają się ataki sił ciemności. W szczególny sposób prawda ta objawiła się w męce i śmierci naszego Zbawiciela. Niezwykłe okrucieństwo z jakim obeszli się z Jezusem żydzi, oraz rzymskie władze okupacyjne, nawet jak na ówczesne surowe prawo, wyraża całą nienawiść diabła do Boga. Ten, który od początku jest zabójcą, zawsze ucieka się do przemocy, posługując się ludźmi, którzy mają go za ojca. Niesłychana intensyfikacja przemocy wobec wyznawców Chrystusa, której towarzyszy skandaliczna obojętność chrześcijańskiego świata, musi być odczytana właśnie w świetle zbawczej męki Pana i szaleństwa nienawiści złego, który jest „świadom, że mało ma czasu” (Ap 12, 12). 

  Powrót uczniów z ich pierwszej misji ewangelizacyjnej jest opisany przez św. Łukasza dość lakonicznie: „Gdy Apostołowie wrócili, opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali. Wtedy wziął ich z sobą i udał się osobno w okolicę miasta, zwanego Betsaidą. Lecz tłumy dowiedziały się o tym i poszły za Nim. On je przyjął i mówił im o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał” (Łk 9, 10-11). Według św. Marka decyzja Jezusa podyktowana została jego troską o uczniów: „Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno” (Mk 6, 30-32). Niewątpliwie tak było w istocie, uderza jednak fakt, że Jezus zdaje się odsuwać rozentuzjazmowanych uczniów od tłumu, aby odpoczęli oraz być może ochłonęli i sam podejmuje głoszenie królestwa Bożego, dokonując uzdrowień. Z pewnością Pan pozostawił uczniom dar uzdrawiania i wypędzania złych duchów, o czym świadczy następujący fragment z Ewangelii św. Mateusza, opisujący wypędzenie przez Jezusa z epileptyka: „Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali: «Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?» On zaś im rzekł: «Z powodu małej wiary waszej” (Mt 17, 19). Jednocześnie widzimy, że uczniowie nie byli jeszcze gotowi do właściwego wypełniania swojego apostolskiego powołania i być może to również było przyczyną „odsunięcia” ich od czynnego głoszenia Dobrej Nowiny.

  Następnie Jezus dokonał pierwszego cudownego rozmnożenia chleba, które było aktem wybitnie mesjańskim. Święty Łukasz rozpoczyna opowieść o tym znaku od swoistej prowokacji Pana wobec uczniów, którzy właściwie nie rozumieją kim jest ich Nauczyciel: „Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: «Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu». Lecz On rzekł do nich: «Wy dajcie im jeść!» Oni odpowiedzieli: «Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi»” (Łk 9, 12-13). Apostołowie myśleli po ludzku, zdawałoby się racjonalnie, przez co ich pomysły paradoksalnie były niedorzeczne: trudno sobie bowiem wyobrazić, że co najmniej pięciotysięczny tłum (tylu było mężczyzn, którym mogły towarzyszyć rodziny) znajdzie wieczorem pożywienie i schronienie, albo że uczniom uda się zakupić późną porą, w krótkim czasie, wystarczająca ilość jedzenia dla tak wielkiego tłumu. Podobnie jak w opisanym przypadku nieudanego egzorcyzmu, okazali się oni całkowicie bezradni właśnie dlatego, że nie było w nich wiary w boską moc Jezusa, mimo że nie tylko widzieli Jego znaki, ale sami jej doświadczyli, kiedy czynili cuda w Jego imię. Jednak to właśnie doświadczenie swojej bezradności wobec trudnych sytuacji życiowych może stać się punktem wyjścia do otwarcia się na dar wiary w bóstwo Jezusa, ponieważ uczy pokory, a bez niej nie można postępować w wierze. Tym bardziej, że Jezus w historii cudownego rozmnożenia chleba zaprasza uczniów, a zatem również każdego z nas według powołania, które nam dał, do uczestnictwa w Jego zbawczym działaniu wobec świata:  „A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi” (Łk 9, 16). Chociaż Chrystus jest dawcą chleba symbolizującego pokarm na życie wieczne, to pragnie go rozdawać za pośrednictwem swojego Kościoła.

  W pewnym czasie po tych wydarzeniach miał miejsce dialog Pana Jezusa z uczniami, w którym Zbawiciel postanowił skonfrontować się z opinią uczniów na swój temat. Wprowadzenie jakie czyni św. Łukasz jest bardzo ważne: „Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem” (Łk 9, 18). Modlitwa w samotności poprzedzała w ziemskim życiu Chrystusa najważniejsze i najtrudniejsze wydarzenia. Całonocna modlitwa poprzedzała powołanie Dwunastu: „W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami” (Łk 6, 12-13). Oczywiście najważniejszym momentem było niewątpliwie konanie w Ogrójcu, poprzedzające Jego zbawczą mękę. Pan poprosił wówczas uczniów, aby czuwali w pobliżu, a jednocześnie modlił się i cierpiał w samotności (por. Łk 22, 39-46). Również w naszej dzisiejszej perykopie św. Łukasz podkreśla samotność Pana, pomimo obecności uczniów. Jezus modlił się samotnie (gr. monas), chociaż uczniowie byli z Nim. Oczywiście relacja łącząca Go z Ojcem była wyjątkowa i Pan potrzebował intymnej rozmowy, trwania w jedności z Nim, lecz ta samotność wśród uczniów jest również konsekwencją niezrozumienia, jakie cechowało ich stosunek do  Mistrza, aż do czasu, gdy jako Zmartwychwstały stanął wśród nich, a i wówczas niektórzy z nich powątpiewali (por. Mt 28, 18). To niezrozumienie Kim był ich Nauczyciel rodziło nieufność i lęk. W Ewangelii św. Marka, znajduje się epizod, który doskonale ilustruje ten nie do końca szczery stosunek uczniów do Jezusa: „Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9, 33-34).

  Po skończonej modlitwie Jezus „zwrócił się do nich z zapytaniem: «Za kogo uważają Mnie tłumy?» Oni odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał». Zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Piotr odpowiedział: «Za Mesjasza Bożego»” (Łk 9, 18-20). Pierwsze pytanie Pana było dość oczywiste i łatwe. Odpowiedź uczniów stanowiła niemalże dokładne powtórzenie cytowanych wyżej poglądów tłumu: tajemniczy Nauczyciel z Nazaretu to Jan Chrzciciel, Eliasz lub jakiś inny, dawny prorok.  W ówczesnym Izraelu oczekiwania mesjańskie były bardzo silne, mimo to tłumy widziały w Jezusie proroka posłanego, lub wskrzeszonego przez Boga, nie zaś mesjasza. Wprawdzie w Ewangelii św. Jana, po cudownym rozmnożeniu chleba lud chciał obwołać Go królem, ale także widział w Nim proroka: „A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat». Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę” (J 6, 14-15). Tu również potwierdza się zasada, ze gdy Jezus nie zgadzał się z postawą otaczających Go ludzi „usuwał się” i szukał samotności, zostawiając ich samych z ich poglądami. To jest ważna reguła również w naszym życiu duchowym. Jeżeli zamiast szukać opartej na pokornym otwarciu na Boże objawienie jedności z Chrystusem, etykietujemy Go i chcemy niejako uczynić Go na miarę naszych potrzeb i oczekiwań, wcześniej czy później doświadczamy samotności, za którą błędnie winimy nie siebie, lecz Pana Boga.

  Drugie pytanie Jezusa było dużo trudniejsze, ponieważ dotyczyło każdego z uczniów osobiście. Wystarczająco  dobrze znali oni Mistrza, aby wiedzieć, że – jak to ujął św. Jan – „wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2, 24-25). Jezus dysponował doskonałą zdolnością czytania w ludzkich sercach, którego to daru użyczał w historii Kościoła świętym mistykom, jak ojciec Pio. Znamienny jest w tym świetle fakt, że uczniowie nie wypowiedzieli się indywidualnie, lecz uczynił to Piotr w imieniu ich wszystkich. Jezus nie mógł być, z oczywistych względów zmartwychwstałym Janem Chrzcicielem, ani posłanym z nieba Eliaszem, czy innym prorokiem. Ci którzy znali Go choć trochę musieli wiedzieć przynajmniej tyle, że przez ostatnie trzydzieści lat swojego życia mieszkał w Nazarecie, że Jego ojcem był cieśla Józef a  Matka, która nazywa się Maryja, co jakiś czas spotyka się z Nim, jak miało to miejsce choćby podczas wesela w Kanie; że ma On kuzynów i ciotki, które również chodzą za Nim. Skoro zaś nie był prorokiem, a otrzymał od Boga moc czynienia cudów, wobec których bledną dokonania proroków, a nawet samego Mojżesza, to musiał być Mesjaszem posłanym, aby wyzwolić Izraela i postawić go nad wszystkimi narodami na ziemi. I to właśnie wyznał Piotr, mówiąc: „Za Mesjasza Bożego (gr. Ton Christon tou Theou)”. Skąd więc wzięła się stanowcza reakcja Jezusa: „Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili” (Łk 9, 21)? Prawdopodobnie chodziło o to, że Piotr owszem, wierzył, że Jezus jest Chrystusem, lecz takim, jakiego oczekiwali współcześni Mu żydzi: niezwyciężonym, bożym wojownikiem, który zbrojnie wyzwoli naród wybrany z rzymskiej niewoli, krwią okupanta zmywając upokorzenia, jakich doznali oni sami i Najwyższy w swojej świątyni. Egzegeci dopatrują się prawdziwości tej tezy w fakcie, że św. Łukasz posługuje się rodzajnikiem określonym (ton), który wskazuje, że chodzi o „tego” Mesjasza, to znaczy takiego, jakim znali i oczekiwali Go Izraelici – Mesjasza na wzór ich wyobrażeń. Kiedy aniołowie zwiastowali narodzenie Jezusa pasterzom powiedzieli: „dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan (gr. Christos Kyrios)” (Łk 2, 11), natomiast św. Marek rozpoczyna swoją Ewangelię od słów: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie (gr. Iesou Christou), Synu Bożym” (Mk 1, 1) – w obu przypadkach przy tytule Chrystus nie ma rodzajnika. Innymi słowy, wiara Piotra i pozostałych Apostołów była większa niż innych żydów, lecz ich oczekiwania wobec Jezusa znacząco, jeśli nie całkowicie mijały się z Bożym planem Zbawienia. Takie poglądy uczniów były dla Jezusa absolutnie nie do przyjęcia. Co więcej, traktował je jako swoiste działanie Złego, który chciałby przemienić Jego paschalną ofiarę w jeszcze jedno powstanie zbrojne, które Herod lub Rzymianie mogli krwawo stłumić. W swojej Ewangelii Marek pisze: „Wtedy surowo im przykazał (gr. epitemesen), żeby nikomu o Nim nie mówili” (Mk 8, 30). Tym samym słowem posługuje się św. Mateusz, opisując wyrzucenie przez Jezusa złego ducha, w cytowanym wcześniej egzorcyzmie paralityka, który nie udał się uczniom Pana: „Jezus rozkazał mu surowo (gr. epetimesen), i zły duch opuścił go” (Mt 17, 18). Gdyby uczniowie Pana, czyli osoby Mu najbliższe, zaczęli rozprzestrzeniać wśród ludu swoje poglądy na temat Jezusa, nie tylko zniekształciliby Jego Dobrą Nowinę, ale daliby Jego wrogom okazję do wtrącenia Go do więzienia i zabicia Go jako wichrzyciela, zanim nadeszła Jego godzina.

  Jednak Zbawiciel nie ograniczył się wyłącznie do uciszenia uczniów. Prawdziwym celem tej rozmowy było ujawnienie im prawdziwej tożsamości Mesjasza, który miał przyjść: „I dodał: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie»” (Łk 9, 22). Zdając sobie doskonale sprawę jak błędne skojarzenia budził tytuł „mesjasz”, Jezus wolał posługiwać się tytułem „Syn Człowieczy”, który był tytułem apokaliptycznym, jak czytamy w księdze Daniela: Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7, 13-14). Potwierdza to sam Jezus w rozmowie z Piłatem: „Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18, 36). Jezus nie jest Mesjaszem politycznym, ale eschatologicznym; nie przynosi wyzwolenia z rzymskiej okupacji i świetlanego królowania żydów nad innymi narodami, lecz wyzwolenie od grzechu i królowanie Boga – koniec czasów, który chociaż już nastał w Chrystusie, to jeszcze się nie dopełnił. To zbawienie dokonało się nie dzięki gniewowi i mieczowi, jak czytamy w Psalmie 149: „Niech chwała Boża będzie w ich ustach, a miecze obosieczne w ich ręku: aby dokonać pomsty wśród pogan i karania pośród narodów; aby ich królów zakuć w kajdany, a dostojników w żelazne łańcuchy; by wypełnić na nich pisany wyrok” (Ps 149, 6-9), ale poprzez krwawą ofiarę jaką Niewinny złożył z samego siebie za nas wszystkich na krzyżu: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich” (Iz 53, 4-6). Św. Paweł w liście do Rzymian opisał jak mamy rozumieć mesjanizm Pana według odwiecznego zamysłu Jego Ojca: „Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi” (Rz 3, 22-25).

  Jak głęboko w sercach uczniów Jezusa zakorzeniona była ludzka logika miecza i jak daleko byli od Bożej mądrości krzyża, świadczy reakcja Szymona Piotra na Jego pierwszą zapowiedź męki i zmartwychwstania, opisaną przez św. Mateusza: „A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki»” (Mt 16, 22-23). Każdy kto przeciwstawia się Bożemu planowi zbawienia jest „szatanem”. Piotr miał być może jak najlepsze intencje: żaden normalny człowiek nie chce, aby ukochana osoba cierpiała i została zabita, a co dopiero Bóg, który jest doskonałą Miłością i Świętością. Tymczasem coraz częściej zdarza się, że osądzamy Boga, uważając się za bardziej miłosiernych od Niego. Jezus jak nikt inny znał swojego Ojca, widząc Jego można zobaczyć Boga (por. J 14, 9). Skoro więc przyjął On i wypełnił zbawczą wolę Ojca, to znaczy, że w Jego cierpieniu i śmierci była tylko Miłość Trójcy Przenajświętszej do człowieka, zaś myślenie „na sposób ludzki” jedynie zniekształca obraz Boga i wcześniej czy później prowadzi do Jego karykatury, czyli diabła.

  Jezus nie poprzestał również na wyjaśnieniu swojej prawdziwej mesjańskiej tożsamości, ale zaprosił do wejścia razem z Nim na wyższy poziom poznania Boga i życia w jedności z Nim: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24). Ta nauka jest logiczną konsekwencją wcześniejszych słów Zbawiciela. Zgodnie ze swoją zapowiedzią Jezus idzie do Jerozolimy, gdzie skona na drzewie hańby. Skoro więc ktoś chce wejść w autentyczną relację z Bogiem w Chrystusie, musi „zaprzeć się samego siebie”, odrzucając to, co dotychczas uważał za ważne i kroczyć razem z Nim obciążony krzyżem swojej codzienności – innej drogi nie ma. Jezus nie uznaje półśrodków: daje całego siebie dla naszego zbawienia i tylko przez przyjęcie do swojego życia całego Chrystusa Duch Święty czyni  człowieka Jego uczniem, oraz w mocy chrztu świętego, przyobleka w Chrystusa i czyni w Chrystusie Synem Bożym (por. Ga 3, 26-27). Bez hańby i cierpienia krzyża nie ma chwały i szczęścia zmartwychwstania. Nasza perykopa otworzyła się sceną modlitewnej samotności Jezusa wśród Jego uczniów i kończy się zaproszeniem do współcierpienia z Nim w samotności drogi krzyżowej, wśród złorzeczenia ludzi, którzy nie potrafili przyjąć daru wiary i  zacząć „myśleć na sposób Boży”. Dla tych, którzy przyjmą zaproszenie Zbawcy, krzyż i śmierć nie są końcem, ale, jak w przypadku Dobrego Łotra, czekają na nich otwarte ramiona Ojca. Obaj bandyci umierający razem z Jezusem na Golgocie doświadczyli bowiem dokładnie tych samych cierpień, również los Dyzmy nie uległ widocznej poprawie, gdy wyznał wiarę w Pana i poprosił Go o łaskę zbawienia, jednak to on usłyszał z ust Syna Bożego słowa, które każdy z nas chciałby usłyszeć u kresu swojej ziemskiej wędrówki: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43).
                                                                        
                                                                              Arek

Liturgię Słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:

1 komentarz:

  1. maria
    chce przekazac moje przemyslenia na temat modlitwy nie potrafie sie modlic na rozancu modle sie swoimi slowami nie wiem czy dodrze mam taka modlitwe
    podziekowanie oto ona dzieki ci panie za noc ostatnia za blekit nieba za drzewa cien za jasne slonce i milosc bratnia iza ten piekny radosny dzien dzieki ci panie za zycia trudy za ewangieli cudowna moc za to ze kiedys wszystkie narody oddadza tobie chwale i czesc dzieki ci panie za swieza wode zazielen dzew zato ze zserca az pod niebiosy plynie moj wdzieczny ku tobie spiew a ponad wszystko skladam ci dzieki za twoja milosc ktora od lat z twojego tronu ichojnej reki splywa nz caty znekany swiat i choc na swiecie czasem jest ciemno to przeciez nigdy nie jestem sam ty mnie prowadzisz ty jestes ze mna ty wiedziesz prosto do nieba bram .

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.