Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

22.01.2016

A miało być tak dobrze... Może być tak dobrze. Prosimy daj Panie Boże.

  Kiedyś moje drogi nie były drogami Bożymi, ale za Łaską Bożą i Bożym Miłosierdziem teraz są.
... Kocham Boga, trwam na modlitwie, Eucharystia jest moim pokarmem…
To daje mi siły do życia w mojej rodzinie....
  Ale życie sprawia czasem tyle przykrości, smutku  często nawet  cierpienia, bywa tak ciężko… niekiedy jest tak wielkim krzyżem.... 

   Takie, czy podobne słowa wyznania, świadectwa czytałem wiele razy. Były pisane tak przez kobiety, jak i przez mężczyzn, osoby młodsze i starsze ....
Niektórzy z nas też mogli by się pod nimi podpisać.
  Problemy rodzinne dotyczą jednak również tych, którzy bożych dróg starali się trzymać.
    
  A przecież  miało być inaczej… 
 Żona miała być ciągle piękna, zadbana, kochająca, tworząca ciepło domowego ogniska….
Mąż miał darzyć żonę dozgonnym, gorącym uczuciem miłości, być pomocą, wsparciem, głową domu, przykładem dla dzieci….
Dzieci miały kochać i słuchać rodziców, znać swoje obowiązki i wypełniać je bez przymusu, po prostu być ich radością ….
    
  A jak bywa?
Żona jest piękna... w pracy, w domu mniej…  ciągle czymś zajęta, czasem  tylko swoimi sprawami …  Jakoś chłodno w domu…
Mąż często burczy na każdego w rodzinie, czuć od niego alkoholem nie tylko przy jakichś okazjach, dla dzieci nie ma czasu.  Czasem jakieś ukradkowe telefony, bywa gdzieś tam, ale bez żony, na noc też zdarza się, że nie wraca…
   Dzieci bez kontaktu z rodzicami, a z czynnikami „wychowującymi” poza domem…  Szkoła to dla nich zło konieczne, ukradkowy, a po pewnym czasie już bez kamuflażu alkohol, papierosy, narkotyki… arogancja... seks….
   Ale w każdym z tych przypadków, które mogą  występować oddzielnie,  ale też nakładać się na siebie, załóżmy, że jest w domu jedna  osoba, która tak, jak było przedstawione na początku trwa w Miłości do Boga – czy to powróciwszy na Jego drogi, czy od początku swojego życia, i troszczy się o współmałżonka, dzieci, ale też niekiedy jako dziecko troszczy się o rodziców, aby było po prostu tak, jak Bóg przykazał, aby w rodzinie powróciła miłość, radość…. szczęście. 
 
    Ale skąd ona ma wziąć mądrość, siłę, gdy często jest jedną przeciw wszystkim?
 Jak wytrwać i nie dać za wygraną?
Czy i co podejmować z tych ludzkich działań, żeby sytuacja w małżeństwie, czy  rodzinie się poprawiała?
Czy jest granica tych działań?
Ile ma być zdania się na Boga, a ile i jakich ma być, możliwych, czy koniecznych działań, pracy nad zagubionymi członkami rodziny, żeby nie było zaniedbania, czy zaniechania. Jak to połączyć, jak rozgraniczyć, jak odczytać Wolę Bożą w tym wszystkim?
  Jak poradzić sobie z problemem, że kochając nie jesteśmy kochani, ale ranieni, a nasze starania nie przynoszą efektów? Przecież to tak boli?
  I co z naszym życiem, czy ma być tylko drogą przez mękę?
Czy człowiek da radę i jak ma to osiągnąć, aby starając się o, i dla innych, sam na duszy szkody nie poniósł? ... bo przecież jest tylko człowiekiem, a myśli:  Po co mi to wszystko? Zrobiłem już to co mogłem.  Już nie daję rady…. Dlaczego? Pojawiają się coraz częściej.
   Niekiedy staje przed Bogiem z rozłożonymi rękoma i przecież chcąc trwać w wierze, nie wie już jak i bywa, że w sobie szuka winy… A jest przecież ofiarą….
    
 Czy znasz te problemy?
Jak ten człowiek, czy to mąż, czy żona, czy dziecko ma postępować?
Czy radzisz sobie z nimi, pokonałeś, pokonałaś je?
Czy upadasz pod ich ciężarem?
Czy może cieszysz się radością, że dobro wróciło?
   Powiedz nam. 

 Ten sam temat zakładam na Forum.
   
    Bądźmy dla siebie wsparciem i modlitewną pomocą, ale każdą możliwą  inną, również.   

                                                             Sławek

4 komentarze:

  1. Coś tak jakby trochę o mnie, a właściwie nie trochę ale dużo o mnie, jakbym czytał o sobie samym... :(
    Wiem, że się nie poddam, że jest coraz lepiej, że dużo już przeszliśmy, że Małżeństwo wydaje się już uratowane,że Dzieci szczęśliwe, uśmiechnięte ale prawie zawsze jest "coś" co sprawia, że jest tak ciężko, że czuję się wykorzystywany, że tak często wręcz na siłę muszę się starać żeby zaufać.
    Pan Bóg daje chwile Radości ale są to tylko chwile ale WIERZĘ I Z BOŻĄ POMOCĄ SIĘ NIE PODDAM, wierzę że ta RADOŚĆ będzie pełna.
    Jezu ufam Tobie :)))
    Jestem do dyspozycji i służę sobą - Janusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :) kiedy czytam Twój komentarz Januszu /i nie tylko ten/ to myślę, że dobrze rozumiesz na czym polega miłość :)... każdy Twój wpis to jest świadectwo zmagań i zwyciężania siebie samego :)... wielu tak trudno jest dostrzec, że jednym z istotnych elementów składających się na relację w miłości jest wciąż dawać szansę drugiemu i sobie, nawet kiedy jest ciężko, a może wtedy właśnie szczególnie, wtedy gdy wszystko w środku człowieka się burzy... kiedy przychodzi zniechęcenie, wraca poczucie krzywdy czyż nie jest prościej zrezygnować? Ty wówczas aktem woli/chociaż myślisz, ze na siłę/ aktem najlepszej woli służysz :)... To jest piękne :)... Miłość wymaga i miłość owocuje :)... przecież Miłość to nie uczucie tylko wola oddania siebie drugiemu, to służenie i trwanie przy drugim własnie aktem dobrej woli bycia dla innych... to ciągłe przekraczanie siebie tym bardziej, kiedy ten drugi nie domaga, gubi się... Januszu szacunek dla Ciebie :) i podziękowanie Panu Bogu, że potrafisz napisać i podzielić się w prosty i konkretny sposób, powiedzieć o ufności Bogu z której czerpiesz siłę i wiarę ... niech Twoja wiara emanuje na innych, niech się udziela i owocuje :) Bóg zapłać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Elu bardzo Ci dziękuję za TE SŁOWA :)))
    zwłaszcza za życzenia aby moja wiara emanowała na innych, udzielała się i owocowała... bardzo bym tego chciał :)))
    Nie ukrywam, że głównie chodzi mi o moich najbliższych - Żona (ukochana :))), Dzieci) ale jeśli ktokolwiek przez moją wiarę, ufność, miłość i upartość, może naiwność przybliży się do Pana Boga choć o centymetr to jest warto i powtórzę to jeszcze raz jest warto.
    Wcale nie jestem taki "cacany" jak to pięknie opisałaś. Jest mnóstwo wątpliwości, lęku, słabości ale dzięki Twoim słowom wiem, że warto, że ma to sens.
    Elu zawsze chętnie i z ciekawością czytam Twoje komentarze, często mi pomagają. Dziękuję Ci za Twoje słowa i proszę o jeszcze :))) - Bóg zapłać +

    OdpowiedzUsuń
  4. + Skoro tak ładnie prosisz Januszu :):) ..."cacany" pewnie, że nie jesteś :) podobnie jak i ja :) i jak każdy z nas :)... wiesz co mnie zawsze pociesza?, że Święci też nie byli tacy super, że musieli się starać, że starali się więcej niż inni :):), że cierpieli dużo więcej niż chcieli :)... czyli jak każdy z nas :)... a nawet pogardzano nimi... Wydaje mi się, że właśnie o te starania chodzi, o intencje podejmowanych działań, o ten Boży upór w pracy nad sobą :), o pokorę czyli prawdę o sobie :)... o to aby budować coraz lepsze relacje z najbliższymi, żeby służyć innym :) nawet jeśli wiele dzieli :) Pan przyszedł do tych, którzy się źle mają :) czyli do nas :), jak pomóc, jak zachęcić innych ... Wiesz wciąż zastanawiam się skąd tyle milczenia na naszej stronie, przecież każdy ma jakiś ból, coś do powiedzenia, podzielenia się... takie rozmowy to jakaś szansa na nabranie dystansu do własnych problemów... czasem wręcz mogą prowadzić do zobaczenia tego co zakryte... Wciąż zastanawiam się czego tak właściwie odwiedzający stronkę, modlący się oczekują wchodząc tu :)... tak sobie czasem marzę, że gdyby tylko jedna dziesiąta modlących się czyli ok. 55 osób jakoś włączyło się we współtworzenie IMW to zobacz ponad 50 dni każdy musiałby czekać na swoją kolejkę, żeby coś na stronkę napisać :)... to w roku wypadłoby tak mało razy dla każdego :)... i jakie bogactwo ludzkich doświadczeń mielibyśmy :)... może warto o tym myśleć, zachęcać innych także przy okazji pisania komentarzy do tego, żeby się wypowiedzieli o czym chcieliby czytać na tej stronie :)... może ktoś potrzebuje czegoś konkretnego, a nie ma odwag odezwać się... albo chociaż zachęcać do pisania komentarzy... :):):) Pozdrawia nie "cacany" Januszu nie "cacana" Ela :) i do nieustannego trwania na modlitwie :):):) w drodze do świętości :) i pisaniu na IMW :)... Bóg zapłać za TWOJE SŁOWA! Chwała Panu!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.